BEZCENNA MIŁOŚĆ MATKI

"Jedynym wytłumaczeniem bezinteresowności, poświęcenia, lojalności i ciepła macierzyństwa, jest miłość."
(Leroy Brownlow)

Miłość do dziecka jest bezwarunkowa i jedyna w swoim rodzaju. Z mojego punktu widzenia to uczucie największe i najpiękniejsze, jakiego dotychczas doświadczyłam. Od kiedy mam Lilię nic nie liczy się bardziej niż to, żeby zapewnić jej wszystko, czego potrzebuje. Nie chodzi mi tu o sprawy materialne, które oczywiście też są ważne, ale przecież nie najważniejsze. Chodzi mi o miłość, o interesowanie się, o uczucie do własnego dziecka, po prostu o bycie przy nim.
Od samego początku mówię do Lilki o tym, co do niej czuję. Chce, żeby wiedziała, jak wiele dla mnie znaczy i jak bardzo ją kocham. Czasami same uczucia nie wystarczą i trzeba o nich mówić. Powtarzać dziecku jak najczęściej, jak bardzo jest dla nas ważne.

Matka dla dziecka jest w stanie wiele poświecić. Od momentu, kiedy zostałam mamą, wszystko zmieniło swoją kolejność. Na pierwszym miejscu stawiam wszystko to, co jest związane z Lili. Teraz to jej potrzeby realizuję w pierwszej kolejności, a dopiero potem myślę o sobie i nie robię tego, bo tak powinnam, czy muszę, tylko dlatego, że chce. Ona jest najważniejsza i całkiem dobrze mi z tą myślą.
Zresztą o to chyba w życiu chodzi, że najpierw sami jesteśmy dziećmi, potem dorastamy, rozwijamy się, aż w końcu przychodzi czas na dziecko i od tego momentu żyjemy właśnie dla niego.
Tak właśnie było i jest u mnie i jestem niesamowicie szczęśliwa z tego, jak potoczyło się moje życie. Od momentu pojawienia się Lili, ja jestem po prostu dumna z tego, że zostałam mamą. Tak samo, jak ponad 2 lata temu, tak samo i dziś ta duma nie maleje, a wręcz rośnie i to jest właśnie miłość.

Miłość matki do dziecka jest jedyna i niepowtarzalna. Nie da się tego uczucia zastąpić żadnym innym. Dziecko od samego początku potrzebuje największego kontaktu właśnie z mamą. Jej dotyku i głosu. Prostym przytuleniem dajemy mu całkowite poczucie bezpieczeństwa. Kontakt z matką lub jego brak ogromnie wpływa na dorosłe życie. Na charakter, zachowanie i okazywanie uczuć. Dziecko, któremu jest okazywana miłość, będzie w życiu dorosłym łatwiej to uczucie przekazywało.
Tak naprawdę rola mamy i jej miłości rozpoczyna się już w ciąży. Szczęśliwa lub nie, zachowuje się z odpowiednim nastawieniem. Dba o siebie lub niestety wprost przeciwnie.
To bardzo smutne, że nie każda kobieta czuje radość z tego stanu, że nie każda mama zaspokaja u swojego dziecka tak ważne poczucie bliskości.
To jest coś, co powinien dostać każdy z nas, a niestety tak często jest inaczej. Czasami tej mamy nie ma od początku, ale nie dlatego, że nie chciała. Innym razem kobiety odtrącają dziecko z własnej woli i to jest chyba najgorsze. Rezygnowanie z tak bezcennego uczucia, które na zawsze pozostawi w dziecku pewnego rodzaju pustkę, której nie wypełni już nic innego.


PRZEPIS NA PIECZONEGO KURCZAKA Z WARZYWAMI

Na blogu już od dawna nie pojawił się żaden przepis. W sumie to nawet dużo ich tu nie ma, ale ciągle nie mam nawyku, żeby podczas gotowania chwycić za aparat i zrobić kilka zdjęć. Na szczęście zaczynam nad tym pracować i ostatnio udało się uchwycić jeden z naszych ulubionych obiadów :).

Pieczony kurczak to taki mój sprawdzony sposób, kiedy nie mam żadnego pomysłu na obiad. Wszystkim smakuje, a przy okazji robi się błyskawicznie.
W tym przepisie użyłam kurczaka, a konkretnie nóg, ale świetnie nadają się też filety. Równie dobrze możecie wykorzystać inne mięso, np. z indyka. Według upodobań można też zmienić warzywa, ich rodzaj i ilość. Po prostu to, co lubicie najbardziej.

PIECZONY KURCZAK Z WARZYWAMI, MIODEM I MUSZTARDĄ

SKŁADNIKI:
- mięso z kurczaka - 1 kg
- marchew - 3 szt.
- por - 1 szt.
- cebula - 1 szt.
- musztarda - 3 łyżki
- miód - 2 łyżki
- oliwa
- bazylia suszona
- sól
- pieprz
PRZYGOTOWANIE:
Opłukane i osuszone mięso dzielę na mniejsze części. Formę do pieczenia smaruję oliwą i układam mięso, które wcześniej przyprawiłam bazylią oraz solą i pieprzem. Każdy kawałek mięsa smaruję odrobiną musztardy i miodu. Na koniec układam pokrojone w cienkie plastry warzywa. Tak przygotowane mięso nakrywam folią aluminiową i wstawiam na około godzinę do piekarnika, nagrzanego do 190 stopni. Na ostatnie 15-20 minut pieczenia ściągam folię.




2/52 - 2016

ZDJĘCIE TYGODNIA, RAZ W TYGODNIU, CO TYDZIEŃ

2/52 - 2016

WYCZEKIWANY KWIAT


Minione siedem dni upłynęło nam bardzo leniwie. Od poniedziałku zostałyśmy z Lilką same, a przez chorobę byłyśmy zmuszone do spędzenia tych dni w domu.
Najważniejszym wydarzeniem minionego tygodnia, okazał się nasz hiacynt, a w zasadzie to czekanie, kiedy w końcu zakwitnie. W poniedziałek były jeszcze same liście, a dziś już piękne bladoróżowe kwiaty. Lilia codziennie rano po przebudzeniu, biegła do parapetu zobaczyć ile już urósł. W ciągu dnia też często się kwiatkiem interesowała. Podchodziła, wąchała i dotykała, a kiedy już zakwitł to jej zachwyt nagle znikł :).

TEDDY, CZYLI NASZ MIŚ PODRÓŻNIK

Pośród wszystkich pluszaków i maskotek, mamy kilka nietypowych. Takich, które coś znaczą, czymś się wyróżniają, czy po prostu są niezwykłe i inne od reszty. Chce je Wam pokazać, bo nie dość, że są piękne to mogą też okazać się idealnym pomysłem na prezent dla dziecka, czy nawet dorosłego.

Dziś będzie o małym, białym misiu. Misiu podróżniku, który ma na imię Teddy. Teddy to imię z paszportu, bo jak na podróżnika przystało, miś podróżuje z dokumentami. Przyleciał do nas dwa lata temu, z pięknego i słonecznego Kataru. Od razu się zadomowił i podbił Lili serce. Jest jednym z ulubionych pluszaków i jeździ z nami na prawie wszystkie wycieczki. Prawie, bo czasami zostaje w domu i grzecznie czeka na nasz powrót.
Teddy jest misiem niedużym. Piękne i mięciutkie futerko zdobi prześliczny szalik w błękitnym kolorze. Pod kolor szalika Teddy ma malutką walizeczkę. Do kompletu oczywiście paszport :).
Poznajcie naszego małego podróżnika.











MIAŁAM MARZENIE

Miałam jakieś 10 może 11 lat. Podczas letniej, upalnej nocy leżałam na kocu w ogrodzie i obserwowałam niebo, które było piękne i intensywnie gwieździste. Bez trudu zauważyłam spadającą w pewnym momencie gwiazdę.
Tradycyjnie pomyślałam sobie życzenie. Marzenie dość dojrzałe i poważne jak na moje lata wtedy. Zamiast pomyśleć o czymś, co interesuje dzieciaki w tym wieku, ja zamarzyłam sobie, że chce zostać mamą. Mamą taką fajną i dobrą, której dziecko będzie szczęśliwe i niczego mu nigdy nie zabraknie.

Nie mam pojęcia, dlaczego tak wcześnie pojawiły się u mnie pierwsze poważne wzmianki o macierzyństwie. Od kiedy tylko pamiętam najbardziej lubiłam się bawić właśnie w dom, opiekować się lalkami, czy być mamą ulubionych maskotek.
Od zawsze miałam w sobie ogrom uczuć i pragnienie posiadania dziecka, zaczęło dawać o sobie znać już tak całkiem na poważnie, kiedy miałam zaledwie jakieś 17 lat. Oczywiście wiedziałam, że to za wcześnie. Rok później poznałam Lili tatę i po dwóch latach związku mój instynkt macierzyński już mocno bił na alarm. Nie uważałam tego za nic dziwnego, więc otwarcie mówiłam o tym, że chciałbym już zostać mamą i oczywiście spotykałam się ze sporym zdziwieniem i niezrozumieniem.
Mimo ogromnych chęci przyszło mi na Lilkę jeszcze trochę poczekać. Sama wiedziałam, że chcę i nawet powinnam najpierw skończyć szkołę. Do dziecka trzeba dwojga, a Lili tata nie był gotowy tak szybko jak ja, więc musiałam dać czas i jemu, aby sam wiedział, że jest świadomy i przede wszystkim pewien, podjęcia decyzji o zostaniu ojcem.

Ponad 2 lata temu, moje marzenie się spełniło. Urodziłam upragnione dziecko. Po porodzie pomyślałam o tej sytuacji sprzed kilkunastu lat. Łzy szczęścia popłynęły po policzku, ponieważ spełniło się to, o czym zamarzyłam tak dawno temu. Zostałam mamą, tak jak zawsze tego chciałam. W końcu spełniło się marzenie małej dziewczynki.
Teraz sama o sobie myślę, że sprawdzam się w tej roli i jestem dobrą mamą, choć tak naprawdę nie mnie jest to oceniać i dziś moim małym życzeniem jest, żeby usłyszeć to kiedyś od Lili, mojej córki.