7 POWODÓW, DLA KTÓRYCH UWIELBIAM LATO

Lato w pełni. Gorące dni przeplatają się z rześkimi od burz wieczorami. Poranki z ćwierkającymi ptakami, a wieczory z cykającymi świerszczami. Kiedyś nie przepadałam za tą porą roku, ale od kilku lat naprawdę kocham lato. Upały przestały mi przeszkadzać i cieszę się wysoką temperaturą, której u nas wciąż jak na lekarstwo.
Ostatnio podczas jednego z takich dni, popijając mrożoną kawę, spisałam sobie siedem powodów, dla których najbardziej lubię tę porę roku. Ciekawi? To zapraszam.

7 POWODÓW, DLA KTÓRYCH UWIELBIAM LATO

1. ZIELEŃ
Jedyna taka, soczysta piękna zieleń. Na drzewach, krzewach, trawnikach. Uwielbiam lasy i parki, kiedy tyle w nich odcieni tego pięknego koloru. Uwielbiam łąki, na których można posiedzieć w ciepły dzień i zielone trawniki, po których można chodzić bosymi stopami.

2. CIEPŁY DESZCZ
Deszczowa pogoda po upalnym dniu to coś niesamowitego. Nic nie przynosi takiej ulgi jak właśnie ciepłe kropelki deszczu, niosące za sobą rześkie powietrze. Deszczowe powietrze tak pięknie pachnie tylko w tej porze roku.

3. BURZE
Ciepły deszcz to jedno, a burze to drugie. Błyskawice i koniecznie grzmoty to to, co lubię najbardziej. Nigdy nie bałam się burz, a wprost przeciwnie z zaciekawieniem obserwowałam zbliżające się chmury i następującą później błyskawice. Nie rozumiem jak można się jej bać :).

4. GRILL
Uwielbiam potrawy przyrządzone na grillu. Mięsa, warzywa, czy sery. Lubuję się we wszystkich i tak dobrze smakują jedzone tylko na dworze :). Nie raz robiło się grilla jesienią, czy już wiosną, ale to nigdy nie to samo co właśnie w ciepły letni wieczór.

5. WARZYWA I OWOCE
Najlepsze oczywiście te sezonowe. Od początku lata po kolei możemy zajadać się świeżymi truskawkami, czereśniami, malinami, jagodami, jabłkami, gruszkami. Uwielbiam owoce za słodki smak, za soczystość i moc witamin. Latem zawsze smakują inaczej, lepiej. Z warzywami wcale nie jest gorzej. Cudowny smak fasolki zerwanej i od razu ugotowanej, świeże rzodkiewki, koper i szczypior. Cudowne i niezastąpione smaki lata.

6. KWIATY
Ogrom odmian i rodzajów. Ogrodowe, polne, nawet niektóre chwasty potrafią przecież tak pięknie kwitnąć. Ubóstwiam kwiaty, ich kolory i zapach. Latem możemy cieszyć się ich największą ilością. Rozkochuję się w żółtych słonecznikach, pomarańczowych turkach, czy fioletowych irysach.

7. WAKACJE
Ucząc się w szkole, wakacje kojarzyły się oczywiście z beztroską i wyczekiwanym wolnym czasem. Teraz wakacje to czas urlopu. Od kiedy mamy Lili ten czas jest naprawdę wyjątkowy. Wspólny wyjazd z dzieckiem, razem spędzony rodzinny czas.

Lubicie lato? Jeśli tak to może są jeszcze jakieś inne powody niż moje? Chętnie poczytam, więc podzielcie się śmiało :).



















 




29/52 - 2016

ZDJĘCIE TYGODNIA, RAZ W TYGODNIU, CO TYDZIEŃ

29/52 - 2016

BAŃKI MYDLANE


Tani sposób na zabawę i ogromną radość u dziecka? Oczywiście bańki :).
Nie ma lepszego sposobu, żeby tak zachwycić malucha. Radości dosłownie nie ma końca. U nas bańki idą w sporych ilościach, czy te małe, czy duże, nie ma większego znaczenia.

II TRYMESTR CIĄŻY - PODSUMOWANIE

Pisząc post o pierwszym trymestrze, myślałam sobie, że chyba nigdy nie doczekam się trzeciego, a tu minęła chwila i znów robię dla Was i dla siebie kolejne podsumowanie.
Drugi trymestr opisywany jest jako ten najbardziej dla nas łaskawy i rzeczywiście tak jest. Uporczywe dolegliwości mijają, powraca energia i możemy w pełni cieszyć się cudownym stanem.

II TRYMESTR MOJEJ CIĄŻY - PODSUMOWANIE

STATYSTYKA:
 Waga - 60,5 kg / +10,5 kg
 Obwód brzucha - 92 cm / +13 cm

OBJAWY:
Moja ciągła senność w końcu przestała mnie męczyć. Co prawda ja zawsze lubię długo spać, ale nie chodzę już całymi dniami taka otumaniona, nie ziewam co chwilę. Czasem chętnie się zdrzemnęłam w ciągu dnia, ale zdecydowanie w pierwszym trymestrze senność była bardziej uciążliwa i najzwyczajniej męcząca.
Apetyt także odpuścił. Przestałam już się tak mocno objadać wieczorami, po prostu nie czułam już tak silnego głodu, jak na początku ciąży. Mimo wszystko na wadze pojawiło się kolejne dodatkowe 5 kg i po upływie 26 tygodni, łącznie jestem już 10,5 kg na plusie. Z jednej strony dużo, ale z drugiej, w ciąży z Lili na tym etapie ważyłam nieco więcej.
W końcu mogę się cieszyć brzuszkiem. Zaczął rosnąć po 13 tygodniu, a około 20 już bardzo się uwidocznił.
Drugi trymestr to też moment, kiedy w końcu można poczuć pierwsze upragnione ruchy, które z delikatnych muśnięć szybko zamieniły się w czasem bolesne kopniaki :).
W drugim trymestrze, a konkretnie 20 tygodniu, dowiedzieliśmy się też, że czekamy na drugą córkę.

Pod koniec tego trymestru w końcu, w większości unormowały się moje problemy zdrowotne. Skurcze się uspokoiły, łożysko zdecydowanie podniosło. Na spędzenie ciąży aktywnie i tak już nie mam co liczyć, ale cieszę się, że mogę sobie już pozwolić na w miarę normalne funkcjonowanie i przede wszystkim mogę wychodzić na spacery.

Czas pędzi, cieszę się każdym dniem, bo wiem, że lada moment ciąża się zakończy i choć będę już mieć nasze maleństwo przy sobie, to wiem, że bardzo będę tęsknić za aktualnym cudownym stanem.


28/52 - 2016

ZDJĘCIE TYGODNIA, RAZ W TYGODNIU, CO TYDZIEŃ

28/52 - 2016

NASZE POPOŁUDNIE


Tak po prostu, tak zwyczajnie. Takie nasze zwykłe, babskie popołudnie.
Tata w delegacji, a my we dwie. Ciacho z jagodami i kruszonką. Proste i pyszne, takie są najlepsze. Ja kawa, Lili kubek mleka. Nasz fajny, wspólny czas w jedno z letnich popołudni :).

UTRACONE ŻYCIE

Nigdy nie chciałam się tutaj dzielić tak prywatnymi sprawami. Wiem, że poprzez pisanie bloga, wiecie o wielu sprawach z mojego życia, ale są rzeczy, o których pisać nigdy nie chciałam. Jednak po upływie pewnego czasu i rozmowie z kilkoma osobami wiem, że ten wpis powinien się pojawić, bo może po prostu komuś pomóc. Ja sama prawie dwa lata temu szukałam wsparcia u kobiet po podobnych przejściach. Rozmowa, choćby ta mailowa pomagała, przynosiła ulgę. Wiedziałam, że nie jestem sama i nie tylko ja przez to przeszłam.
O tym, co się wydarzyło, pokrótce już raz napisałam, chcąc szczerze wytłumaczyć moją dłuższą nieobecność na blogu. Jednak na podzielenie się wszystkim, co się wydarzyło, nie byłam gotowa i szczerze, nie chciałam wtedy tego.
Od tamtego momentu minęło już trochę czasu. Czas leczy rany i choć nigdy nie zapomnę i nie przestanę się zastanawiać, dlaczego tak się stało, to pogodziłam się już z tym, że straciłam moją drugą ciążę.
Nie planowaliśmy dziecka w tym czasie, ale po pierwszym szoku, od razu przyszedł ogrom szczęścia. Los zdecydował za nas, a my z radością to przyjęliśmy.
Początkowo dosłownie nie mogłam uwierzyć, pierwsza noc ze świadomością, że jestem w ciąży, była pełna moich myśli, obaw i niewiadomych, ale cieszyłam się, bardzo się cieszyłam i już ogromnie pokochałam to maleństwo.

Problemy zaczęły się praktycznie od samego początku. Już badania krwi, które robiłam na własną rękę, nie wychodziły, tak jak powinny. Wtedy jeszcze się nie bałam. Wiadomo, początki bywają różne i byłam pewna, że lada moment wszystko się unormuje. Tak się jednak nie stało. Pierwsza, druga i kolejna wizyta w gabinecie lekarskim nie zostawiała złudzeń, że coś jednak jest nie tak. Ciąża od pierwszego badania, cały czas była zdecydowanie mniejsza, niż powinna. Wtedy strach zawładnął mną już całkowicie.
Bałam się każdego dnia. Nikomu nic nie mówiliśmy, musiałam udawać przed własnymi rodzicami, że wszystko jest dobrze, kiedy tak naprawdę nie potrafiłam już skupić myśli na niczym innym.
Mimo ogromnych obaw nadzieja nie opuszczała mnie do ostatniego dnia. Nawet kiedy stało się najgorsze, jadąc do szpitala, wierzyłam jeszcze, że sytuację uda się opanować. Lekarze i położne również kazali do samego końca być dobrych myśli, choć wydaję mi się, że już wtedy wiedzieli, jak to wszystko się skończy. I stało się to, czego tak nie dopuszczałam do myśli, czego się bałam i co było największym koszmarem. Poroniłam.
Źle to wszystko zniosłam, po wyjściu ze szpitala, szybko wróciłam tam ponownie, a pobyt w tym miejscu działał na mnie bardzo źle. Psychicznie miałam już naprawdę dosyć. Widok ciężarnych kobiet, odgłosy z porodówki, naprawdę nie ma nic gorszego dla kobiety, która właśnie straciła dziecko niż pobyt w takich okolicznościach. Z nadzieją modliłam się o zgodę na wyjście.
W końcu, kiedy udało się unormować moją sytuację zdrowotną, mogłam opuścić szpital. Po powrocie do domu we wszystkim najbardziej pomogła mi chyba Lili. Jej obecność to, że musiałam się nią zająć, sprawiało, że mimo wszystko moje dni w domu wyglądały w miarę normalnie. Chcąc nie chcąc musiałam wstać i żyć tak jak dawniej, uśmiechać się, bawić, wychodzić z domu. Były dni, szczególnie z początku, że wstanie z łóżka, było dla mnie katorgą, ale nie było wyjścia i choć z początku denerwowało mnie, że nie mogę po prostu pobyć sama, to z perspektywy czasu widzę, że przymus opieki nad Lili to było najlepsze, co mogło mnie wtedy spotkać. Po dłuższym czasie wiem, że to dobrze, że nie miałam taryfy ulgowej w codzienności. Obowiązki wychowania Lilki i prowadzenia domu sprawiły, że żyłam normalnie, zamiast leżeć i pogłębiać się w smutku.

Początki po poronieniu nie były łatwe. Kiedy zostawałam sama, bardzo często nie potrafiłam skupić myśli na niczym innym. Zastanawiałam się, dlaczego tak, dlaczego my. Najgorzej chyba było do dnia przewidywanej daty porodu. Często zastanawiałam się, jakby to było, gdyby nic złego się nie stało. Jak czułabym się w ciąży, jak rósłby brzuszek, czy mielibyśmy synka, czy córkę. Multum pytań bez odpowiedzi krążyło w moich myślach.
Czas leczy rany i tak było też w naszym przypadku. Niesamowicie dużo, jak nawet nie najwięcej we wszystkim, oprócz Lili pomogła mi też kolejna ciąża.
Pierwsze tygodnie były bardzo trudne, bałam się, że znowu może się coś stać. Czas do pierwszego badania był bardzo ciężki i stresujący. Wiadomość o ciąży bliźniaczej przeraziła i jeszcze zanim na dobre to do nas dotarło, straciliśmy drugiego bliźniaka. Strach o ciążę bardzo się wtedy nasilił, ale na szczęście wszystko się ułożyło i dziś, kiedy nasza druga córeczka tak pięknie się rozwija pod moim sercem, ja myślę, że już całkowicie pogodziłam się ze wszystkim, co wydarzyło się wcześniej. Tak się stało i nic już nie jestem w stanie z tym zrobić. Wiedząc, że już nie długo na świat przyjdzie nasze drugie dziecko, łatwiej też mi mówić o poronieniu. Stąd też właśnie teraz ten post. Teraz kiedy córeczka szaleje mi w brzuszku, ja mogę spokojnie napisać ten tekst, wcześniej po prostu nie byłam gotowa.

Najbardziej chciałbym tym wpisem przekazać, że ból mija. Jeśli ktoś mówi, że potrzeba czasu to ma rację, bo rzeczywiście mijający czas ma tu ogromne znaczenie. Pierwsze momenty są niebywale trudne, ale ten ból po stracie też jest nam bardzo potrzebny. To po prostu trzeba przeżyć. Płacz, żal są bardzo ważne i nie należy myśleć, że robimy źle, że się użalamy. Złe i przykre emocje trzeba z siebie wyrzucić.
U jednych kobiet będzie to trwało kilka tygodni, miesięcy, a u innych może lata. Każda z nas przechodzi to zupełnie inaczej.
Zapomnieć nie zapomnę nigdy. Nie da się, zresztą ja nie chce. Mam w sercu i pamięci moje malutkie aniołki i tak już zostanie na zawsze.