KOSMETYKI PIELĘGNACYJNE DLA DZIECKA

Dziś o tym jak pielęgnujemy skórę naszej Lili. Malutka skończyła 6 tygodni, więc myślę, że mogę napisać już pierwszą recenzję. Na początku zajmę się kosmetykami jakich używa Lilka.
Używamy tylko produktów do podstawowej pielęgnacji, bo myślę, że dla tak delikatnej skóry im mniej tym lepiej. Na początek wybrałam dwa podstawowe produkty. Do kąpieli i po kąpieli, w Lili kosmetyczce jest też maść na odparzenia i krem ochronny.

MUSTELA
ŻEL DO MYCIA CIAŁA I GŁOWY
Cena: 40,00 zł / 500 ml



OPIS PRODUCENTA:
Dobrze pieniący się i niezawierający mydła żel do kąpieli dziecka od urodzenia.
- łagodnie oczyszcza ciało i głowę
- nie zawiera mydła, posiada neutralne pH, chroni hydrolipidową warstwę skóry i chroni skórę głowy
- rekompensuje wysuszający efekt twardej wody dzięki zawartości wyjątkowo bogatych w tłuszcze składników (otrzymywanych z orzechów kokosowych)
- łagodzi podrażnienia i zmiękcza skórę dzięki formule zawierającej witaminę B5
- nie drażni oczu

MOJA OPINIA:
Jestem bardzo zadowolona z tego żelu. Już od pierwszej kąpieli, bardzo spodobał mi się delikatny zapach. Producent zaleca, aby najpierw rozprowadzić żel na dłoni i potem masować nim ciało dziecka, ale my wlewamy go do wody (4 lub 5 pompek). No właśnie, dużym plusem jest opakowanie z pompką, niby nic, ale bardzo ułatwia używanie. Po zmieszaniu z wodą tworzy się bardzo dużo piany, ale przy końcu kąpania znika ona całkowicie. Póki co na pewno nie zmienię tego produktu.

MUSTELA
MLECZKO NAWILŻAJĄCE DO CIAŁA
Cena: 40,00 zł / 300 ml



OPIS PRODUCENTA:
Dzięki olejkom ze słodkich migdałów i jojoba, mleczko długotrwale nawilża, natłuszcza i odżywia skórę.
- chroni przed nadmierną utratą wody
- poprawia elastyczność skóry
- masło shea zawarte w mleczku sprawia, że skóra staje się miękka i gładka
- wspomaga rozwój niedojrzałej skóry Twojego dziecka od momentu jego narodzin
- chroni skórę dziecka przed szkodliwym działaniem środowiska (zanieczyszczenia, twarda woda)

MOJA OPINIA:
Z tego produktu jestem tak samo zadowolona jak z poprzedniego. Również posiada wygodne opakowanie z pompką. Mleczka używamy po kąpieli i rano przed ubraniem. Zapach jest taki sam jaki żelu, ale wydaję mi się, że jest troszeczkę bardziej intensywny. Mleczko jest dość rzadkie, dzięki czemu bardzo łatwo się rozsmarowuję i szybko wchłania. Skóra Lili jest po nim gładka, mięciutka i oczywiście cudownie pachnąca.

OILATUM BABY
KREM PIELĘGNACYJNY
Cena: 20,00 zł / 50 g



OPIS PRODUCENTA:
Krem do codziennej pielęgnacji skóry suchej, wrażliwej lub podrażnionej. Bez barwników, substancji zapachowych oraz konserwantów.

MOJA OPINIA:
Tego kremu używamy dopiero o 2 tygodni, bo wcześniej nie mogłam go nigdzie znaleźć, a okazało się, ze jest dostępny w drogerii Rossmann. Smaruję nim twarz Lili, rano po ubraniu i przed wyjściem na dwór. Krem jest bardzo gęsty dzięki czemu wydajny. Bardzo dobrze nawilża skórę. Niestety długo się wchłania i buźka mocno się świeci. Ogólnie oceniam go dobrze i na razie na pewno szybko nie zamienię go na innego.

ALANTAN
MAŚĆ
Cena: 10,00 zł / 30 g



OPIS PRODUCENTA:
Maść stosuje się w leczeniu trudno gojących się ran, oparzeń (także słonecznych) oraz w przewlekłych stanach zapalnych skóry przebiegających z nadmiernym złuszczaniem i rogowaceniem (atopowe zapalenie skóry, wyprysk, łuszczyca i inne choroby skóry).

MOJA OPINIA:
Zdecydowałam się na używanie tej maści ponieważ była ona stosowana w szpitalu. Jest gęsta, ale bardzo łatwo idzie ją rozsmarować. Szybko koi podrażnioną pupę, ale z dość silną wysypką, jaką miała Lili od antybiotyku już sobie nie poradziła (pomogło dopiero przemywanie naparem z kory dębu). Zapach jest delikatny (mało wyczuwalny). Po naszym powrocie ze szpitala, raz użyłam Sudocremu, ale ciężko jest go rozsmarować i cała skóra zostaje po nim biała, w ogóle bardzo ciężko było go zmyć. Przy Alantanie nie ma tego problemu. Dodatkowym plusem jest higieniczne opakowanie w tubce.

Wszystkie opisane wyżej produkty, mogę jak najbardziej polecić. Ja jako mama jestem zadowolona z wygody ich używania. Dla Lili wszystkie są dobre, a jest posiadaczką skóry wrażliwej. Mam nadzieję, że moja recenzja pomoże niektórym z Was, przy wyborze kosmetyków dla dzieci.

1 MIESIĄC Z ŻYCIA LILI

STATYSTYKA:
  Waga - 3,74 kg
  Wzrost - 51 cm
  Rozmiar ubrań - 50 i 56
  Rozmiar pieluch - 1
  Mleko - Bebilon 1 i pierś
  Porcje mleka - 120 ml / 6 porcji / kilka razy pierś
OSIĄGNIĘCIA:
  Zatrzymuje wzrok na dłużej na różnych przedmiotach.

Coraz częściej Lili ma momenty, że zapatrzy się dłużej na jakiś punkt lub wzrok zatrzyma jej się na konkretnych przedmiotach. Długo potrafi tak obserwować.

Nocki póki co (mam nadzieję, że nie zapeszę) mamy całe przespane. Lilia sama zasypia około północy i pierwszy raz budzi się między 5.00, a 6.00. Po wypiciu butelki trochę poleży, poobserwuje i śpi dalej do około 10.00. W ciągu dnia śpi, ale już coraz mniej. Oczywiście jak chyba każdy maluszek, bardzo lubi być przytulana. Na spacery wychodzimy raz dziennie (teraz kiedy są upały to zawsze wieczorem) i co jest dla mnie trochę dziwne, Lili nie zawsze zasypia we wózku. Wydawało mi się, że takie maluszki od razu zasypiają podczas spacerku. Autem robimy na razie krótkie trasy (12 km do babci i dziadka) i wtedy Lila też ma oczka szeroko otwarte.

Lila przez cały czas wolno przybierała na wadze. Kiedy wychodziliśmy ze szpitala jej waga wynosiła 2980 g, a tydzień temu na kontroli okazało się, że po 2 tygodniach ma dopiero 3175 g. Jednak to już problem nie aktualny ponieważ wczoraj była położna i po zważeniu okazało się, że ma już, aż 3745 g. W tydzień przybyło jej 570 g. Na pewno ma na to wpływ mleczko modyfikowane, na które niestety musieliśmy przejść. Po zapaleniu piersi, które mnie dopadło moje mleko zrobiło się jałowe i wodniste. Lili nawet przez godzinę ssania, nie jest ani trochę najedzona i po chwili jest krzyk. Aktualnie w ciągu dnia karmimy ją co 3 godziny mlekiem Bebilon. Tak jak zaleciła moja położna robię jej 120 ml. Jeśli jest głodna między karmieniami, dajemy jej glukozę lub samą wodę. Kilka razy dziennie przystawiam ją też do piersi.

Co ze mną? Ja czuję się świetnie, choć zmęczenie czasem mocno doskwiera. Z dodatkowego ciałka zrzuciłam już 7 kg i jeszcze 7 kg zostało mi, żeby wrócić do wagi sprzed ciąży, ale ze spokojem wchodzę już w spodnie, które nosiłam. Oczywiście cały czas jestem na diecie, ale udało mi się już wprowadzić pomidorki, a wczoraj nawet podjadłam trochę smażonej pieczarki i też było w porządku.

LILIA W PIERWSZYM MIESIĄCU ŻYCIA



RELACJA MIĘDZY KOTEM, A DZIECKIEM - #1

Przez całą ciążę, nie było dnia, żebym chociaż przez chwilę nie myślała o tym jak to będzie z naszym kociakiem, kiedy w domu pojawi się dziecko. Cały czas wydawało mi się, że Whiskas będzie natarczywy w stosunku do nowego, małego domownika. Stało się jednak zupełnie odwrotnie.

Po przyjechaniu do domku, odstawiliśmy Lili w foteliku, na podłodze i pozwoliliśmy kotkowi obwąchać nowy obiekt :). Tak też zrobił, powąchał nóżki, popatrzył i póki co był to ich najbliższy kontakt.
Najkrócej podsumowując, kotek bardzo boi się Lilu. Próbował jeszcze kilka razy do niej podejść, ale wystarczyło, że poruszyła rączką i Whiskas uciekał w popłochu. Na całe szczęście, nie zauważyliśmy u kota jakichkolwiek agresywnych odruchów, a nie ukrywam, że kilka razy przeszło mi przez głowę, że z zazdrości mógłby zrobić coś głupiego.
Bardzo nam go szkoda. Tym bardziej, że cały czas jest teraz poświęcany Lili.
W ciągu ostatnich dni pojawiła się jednak nadzieja na lepsze. Kociak coraz częściej przebywa tam gdzie jest Lilia, a nawet zaczął przychodzić jak dawniej do naszego łóżka. Mam nadzieję, że faktycznie będzie już coraz lepiej i wróci nasz dawny kociak.


NASZE DNI Z DZIECKIEM

Trochę nas tu mało ostatnio. Mam tyle pomysłów na posty, a czasu brak. Kiedy w miarę ogarnęłam się z nową sytuacją i wszystkimi zmianami jakie się z tym wiążą, dopadło mnie zapalenie piersi. Nie fajna sprawa, od wtorku biorę antybiotyk i Paracetamol na zbicie temperatury, która w kryzysowym momencie wyniosła ponad 40,0 stopni. Oprócz leków, ma mi pomóc częste przystawianie Lilki do piersi, masowanie ich, odciąganie mleka laktatorem i pod prysznicem oraz niezastąpiona kapusta.
Od tego wszystkiego jak i pewnie od stresu, mam o wiele mniej pokarmu i Lilka nie najada się tyle ile chce dlatego troszkę dokarmiamy ją mleczkiem modyfikowanym. Na całe szczęście M. jest teraz na urlopie ojcowskim i może mi pomóc. W sumie to przejął większość obowiązków przy Lilu. Mam nadzieję, że zapalenie na dniach ustąpi i będę się mogła nią normalnie zajmować.

A jak Lili? Nasza córeczka jest przecudowna :). Spać chodzi dosyć późno, bo około północy, ale położna mówiła, że nie ma sensu jej kłaść wcześniej na siłę (dziecko samo zdecyduje kiedy chce zasnąć). Dzięki temu budzi się dopiero około 6.00 i najczęściej po zmianie pieluszki i najedzeniu się, trochę poleży i zaśnie dalej.
W ciągu dnia jest różnie i nie mam pojęcia od czego to zależy. W jeden dzień śpi bardzo dużo, a w inny o połowę mniej. Na spacery jest zabierana raz dziennie i póki są takie upały to M. wyjeżdża z nią dopiero późnym wieczorem. Od pierwszego dnia życia jest bardzo spokojna i w ogóle nie płacze, a kiedy jest głodna to tylko krzyknie kilka razy :). Uwielbia smoczek i póki co ssie go przez większość czasu kiedy nie śpi.




RELACJA Z PORODU

Nasza Lileczka urodziła się 4 czerwca, o godzinie 18.13 w Klinice św. Rodziny w Poznaniu.
Wszystko zaczęło się o 4.00 rano. Dokładnie o tej godzinie obudził mnie skurcz. Trwał jakieś 20 sekund i był bardzo delikatny, ale intuicja kazała mi spojrzeć na zegarek i czekać. Tak więc zrobiłam i po 12 minutach powróciło to samo uczucie. Leżałam i czekałam dalej i po kolejnych 12 minutach, następny skurcz. Leżąc w łóżku przeczekałam jeszcze 2 kolejne skurcze i wstałam, żeby sprawdzić, czy po zmianie pozycji będzie inaczej. Nic się nie zmieniło i do godziny 8.00, skurcze powtarzały się co 10 lub 12 minut. Cały czas trwały maksymalnie 30 sekund i były delikatne. W tym czasie leżałam, chodziłam i siedziałam. Krótko po 8.00 wzięłam ciepłą kąpiel i podczas 20 minutowego siedzenia w wodzie nie poczułam nic. Jak tylko wyszłam wszystko powróciło, z nadal takim samym odstępem czasowym. O 9.00 zadzwoniłam do lekarza i opowiedziałam mu co się dzieje. Od razu kazał jechać do szpitala.
Wtedy pierwszy raz się wystraszyłam i uświadomiłam sobie, że to wszystko faktycznie zaczęło się dziać. Szybko się opanowałam i zaczęłam przygotowania do wyjazdu. Dopakowałam do torby to co brakowało, ubrałam się, zjadłam jogurt, wypiłam kawę no i sprawdziłam, czy mam wszystkie dokumenty. Jeszcze chwilę posiedzieliśmy z M. w domu i do szpitala dotarliśmy około 11.30. Do tego czasu niektóre skurcze zrobiły się mocniejsze i zaczynały już boleć, ale ich odstęp czasowy cały czas był taki sam, około 10 minut.
Na izbie przyjęć zostałam przyjęta dopiero po prawie godzinie, bo niestety przed nami też było kilka kobiet do porodu. Po badaniu i stwierdzeniu 4 cm rozwarcia zostałam przyjęta, ale na ginekologię, bo cała porodówka była zajęta rodzącymi i trzeba było czekać. Przebrałam się w koszulę, w której chciałam rodzić. Posiedziałam chwilę z M. na korytarzu i potem zostałam podłączona pod KTG. Leżałam chyba niecałą godzinę, a potem mogliśmy udać się na porodówkę. Po spisaniu wszystkich formalności, o 15.30 zostałam położona na łóżku i ponownie podłączona pod KTG. Do tego momentu skurcze w znacznym stopniu się nasiliły, a przerwy między nimi zmniejszyły się do jakiś 5 minut. Leżałam tak gdzieś do 17.00 i skurcze cały czas się nasilały, więc położna podała mi Dolargan po którym od razu lepiej się leżało. Nie uśmierzył on bólu, a jedynie pozwalał fajnie przeczekać przerwy między kolejnymi skurczami.
Niestety od tej chwili pamiętam już mało co. Ból stawał się coraz mocniejszy. Gdzieś krótko przed 18.00 chciałam wstać i pochodzić, albo chociaż usiąść, ale przy próbie siadania ból stał się nie do wytrzymania i okazało się, że rozwarcie było pełne i zaczęłam rodzić. Parłam w sumie 4 razy i o 18.13 urodziła się nasza Lileczka.
Kiedy leżałam ze świadomością, że na szczęście już po wszystkim okazało się, że nie urodziłam całego łożyska i czekało mnie wyłyżeczkowanie. Dwoma słowami, nic przyjemnego.

Rodziłam na sali gdzie nie ma możliwości, aby były osoby towarzyszące. Co prawda byliśmy zapisani na poród rodzinny, ale te sale wszystkie były zajęte, a przed nami była jeszcze jedna para w kolejce. Na całe szczęście kiedy wszystko zaczęło się na dobre, położna zgodziła się, by M. był ze mną i szybko pobiegła po niego. Trudno mi sobie wyobrazić, że mogłabym tam być bez niego. M. spisał się cudownie.

perspektywy czasu bardzo się cieszę, że poród trwał tak krótko, jednak wtedy wszystko działo się za szybko. Ledwo co dochodziło do mnie, że urodzę w dany dzień, a już nagle rozwarcie było pełne i kazali mi przeć. Nie miałam, ani chwili, żeby oswajać się z tym wszystkim. Dodatkowo oprócz Dolarganu nie podano mi nic więcej, bo nie było już na to czasu.
Jak na moją wytrzymałość to ból był nie do zniesienia i dziś nie wyobrażam sobie, że Lili mogłaby urodzić się cięższa lub dłuższa niż była.

Kiedy było już po wszystkim, bardzo szybko doszłam do siebie. Około 20.00 wstałam i o własnych siłach przeszłam do sali, w której miałam leżeć, a o 22.00 brałam już prysznic. Przespałam się do 1.30 i w końcu przywieźli mi Lili, która była już ze mną cały czas, ponieważ leżałyśmy na oddziale gdzie dzieci zostają na stałe z mamą.