PIERWSZY ROK PRZEDSZKOLA

Za nami pierwszy rok, kiedy Lili uczęszczała do przedszkola. Nie będę ukrywać, że półtora roku temu, kiedy byliśmy przed podjęciem decyzji, o tym, czy w ogóle ma pójść, byłam pełna strachu i obaw. Szczerze, to bałam się puścić ją w świat. Trzy lata spędzone ze mną w domu zrobiły swoje i ciężko było mi, jako mamie nagle się z nią rozstać.
Jednak obserwowanie Lili pokazało mi, że to już najwyższy czas na puszczenie jej do dzieci. Było widać, że moje towarzystwo przestało jej wystarczać i choć bym stanęła na głowie z wymyślaniem jej zajęć, to nie zastąpię jej tak potrzebnego kontaktu z rówieśnikami. Odnajdywała się w towarzystwie innych dzieci. Była chętna do wspólnych zabaw, czy choćby, po prostu rozmów i spędzania czasu w ich towarzystwie.
Gołym okiem było widać, że to najlepszy czas, żeby posłać ją do przedszkola.

Początkowo w ogóle nie było w naszym mieście szans na przedszkole publiczne dla 3-latków. Pierwszeństwo w miejscach miały dzieci rok starsze. Na szczęście tuż przed wakacjami, jedna ze szkół podstawowych otworzyła swój oddział przedszkolny z naborem dla trzy i czterolatków. Dni otwarte upewniły nas w decyzji, że chcielibyśmy, żeby Lilka właśnie tam trafiła. Tym bardziej ucieszyłam się, kiedy jej nazwisko znalazło się na liście dzieci przyjętych.

Już po kilku pierwszych tygodniach miałam potwierdzenie, że decyzja o pójściu Lili do przedszkola był słuszna.
Lilka zmieniła się niesamowicie. Naprawdę, nawet gdybym chciała, to nie znajdę, ani jednego negatywu.
- ROZWÓJ - to zdecydowanie największy plus. Lilka w krótkim czasie od rozpoczęcia przedszkola, bez większych problemów zaczęła opowiadać wierszyki, śpiewać piosenki. Naprawdę nie raz przysłowiowo opadała mi szczęka, kiedy nagle zaczynała śpiewać piosenkę, która zdawała się nie mieć końca. Długie wierszyki, ogromna poprawa w rysowaniu, czy innych pracach manualnych.
- SAMODZIELNOŚĆ - oczywiście dziecko zapisane do przedszkola publicznego w pewnym stopniu musi już być samodzielne i tak też było z Lili. Jedzenie, czy toaleta nie sprawiały jej najmniejszego problemu, a w przedszkolu świetnie podszkoliła się np. w samodzielnym ubieraniu.
- KONTAKT Z DZIEĆMI - Lila uwielbia się bawić i w przedszkolu w końcu mogła w pełni się wyszaleć. Z początku chętniej przebywała w towarzystwie chłopców, ale na zakończenie najbardziej smuciła się za ulubionymi koleżankami.

Drugi rok trwa w najlepsze. Nie ukrywam, że miałam trochę obaw, jak Lila odnajdzie się po dwumiesięcznej przerwie, ale na szczęście całkiem niepotrzebnie. Pierwszego dnia pomaszerowała do dzieci, tak jakby żadnej przerwy nie było.
Na koniec muszę wspomnieć trochę o chorobach. Tak więc Lili choruję dużo, ale ona od zawsze w okresie jesienno-zimowym łapie sporo infekcji. Choroby były przed przedszkolem i są teraz. Myślę, że gdyby została w domu, to niewiele by się pod tym względem zmieniło.


MOJA ZESZŁOROCZNA SESJA Z BRZUSZKIEM

Pamiętam ten dzień tak dokładnie. To była już druga połowa września, więc do ostatniej chwili stresowałam się, czy pogoda nam dopisze. Na szczęście jak na zamówienie świeciło słońce i było cieplutko.

Miało być dziewczęco i naturalnie. Żadnych mocnych makijaży, czy wymyślnych fryzur na głowie. Umalowałam się po prostu jak zwykle. Włosy rozpuściłam i dodałam na szybko kupiony, kwiatowy wianek. Sukienka pożyczona i do dzieła.
W mojej głowie miał być las, ale autorka zdjęć zaproponowała inne miejsce. Miejsce bardzo mi znane i piękne, więc nie wahałam się ani chwili. Dobrze się stało, bo zdjęcia wyszły bardzo klimatycznie i idealnie oddały naturalny efekt, który tak bardzo chciałam uzyskać.

Decyzja o tej sesji była najlepszą, jaką mogłam podjąć. Cudowna pamiątka i żałuję tylko, że nie pomyślałam o tym podczas ciąży z Lilią.
A Wy Kochane, decydowałyście się na taką sesję, a może akurat jesteście przed?










NASZE KADRY PROSTO Z KRETY

Miała być Bułgaria, potem stanęło na Grecką wyspę Kos, a finalnie wylądowaliśmy na Krecie.
Lot samolotem przebiegł nam średnio, późniejszy autobusem jeszcze gorzej. W końcu udało nam się dotrzeć na miejsce i od następnego dnia cieszyć się wymarzonym wyjazdem.
Miejsce naszego pobytu to miejscowość Koutsounari. Pojechaliśmy na wakacje typowo wypoczynkowe. Bez zwiedzania i do miejsca położonego na uboczu miast. Czytając opinie o naszym hotelu, zapowiadało się, że mimo dużej ilości turystów jest cicho i spokojnie. Rzeczywiście się sprawdziło. Hotel dzięki sporej infrastrukturze sprawia wrażenie, że ludzi jest mniej niż w rzeczywistości.

Typowo greckich kadrów u mnie nie zobaczycie, bo żadnego większego miasta nie odwiedziliśmy. Na jeden dzień tylko, wybraliśmy się na wycieczkę, na pobliską wysepkę Chrisi. To był mój pierwszy rejs statkiem i no nie było najgorzej, ale jednak trochę mnie mdliło. Mimo wszystko widok turkusowej wody i pięknej Krety w oddali robił ogromne wrażenie i o dolegliwościach szybko zapomniałam. Co ciekawe w drodze powrotnej czułam się już całkiem dobrze.
Cały nasz wyjazd trochę obfitował w pecha. Dalia akurat zaczęła ząbkować i jak nigdy wcześniej pojawiła się z tego powodu temperatura. Marudzenia nie było końca, a z rąk nam dosłownie nie schodziła. Lili też raz po raz kaszel, więc ciągle był strach, czy się coś poważnego z tego nie rozwinie.
Ogólnie cieszę się, że się wybraliśmy, choć nie wiem, czy zdecydowałabym się drugi raz. Wakacje z niemowlakiem, to raczej marna opcja na wypoczęcie, no ale wygrzaliśmy się i pięknych zapamiętanych widoków nikt nam nie odbierze.
Ponownie tego typu wakacje jeszcze raz? Jak najbardziej, ale myślę, że idealnie będzie gdzieś tak za 2 lata.
Jeśli wybieraliście się gdzieś dalej z dziećmi, to jak to wspominacie?


























PRZEPIS NA SZYBKIE CIASTO Z KREMEM I OWOCAMI

Dziś zapraszam na przepyszne ciasto. To zdecydowanie najczęściej robione przeze mnie ciacho w sezonie letnim. Robię je tylko, jak jest ciepło, dekorując sezonowymi owocami.
Idealny pomysł na coś słodkiego, dla tych którzy nie lubią spędzać dużo czasu na przygotowaniu.

CIASTO Z KREMEM I MALINAMI NA CIASTECZKOWYM SPODZIE

SKŁADNIKI:
- ciastka markizy - 250 g (1 opakowanie)
- serek mascarpone - 500 g
- śmietana kremówka 30% - 500 ml
- masło - 50 g
- cukier puder - 2-3 łyżki
- maliny
PRZYGOTOWANIE:
Ciastka kruszę na drobno i mieszam z roztopionym i wystudzonym wcześniej masłem. Uzyskaną masę układam na dnie tortownicy, wyłożonej papierem do pieczenia. Schłodzoną śmietankę ubijam na sztywno, pod koniec dodając cukier. Do ubitej śmietany dodaję serek mascarpone i wszystko razem ubijam na sztywną masę. Gotowy krem przekładam do tortownicy. Na górze układam maliny.
Krem świetnie smakuje też z borówkami, truskawkami, czy jagodami :).



NASZ DŁUGI WEEKEND NAD MORZEM

Nasze planowane tegoroczne wakacje, ciągle jeszcze przed nami. W tym roku postawiliśmy na inny kierunek niż nasze polskie morze, jednak jakiś czas temu zaczęłam myśleć, żeby jednak nasz piękny Bałtyk zobaczyć.

Początkowo miał to być jednodniowy wypad. Wyjechać z samego rana, pospacerować, zjeść obiad posiedzieć na plaży i po kolacji wrócić. Jednak przed samym długim weekendem stwierdziliśmy, że pojedziemy na dłużej, właśnie na weekend.

Padło na Międzyzdroje. Wyjechaliśmy w niedzielę, spakowani na trzy dni. Nocleg na dwie noce znaleźliśmy już na miejscu. Mimo długiego weekendu nie szukaliśmy nawet jakoś bardzo długo. Tak samo podróż w obie strony minęła nam dosyć szybko i sprawnie. Międzyzdroje przywitały nas kiepską pogodą z deszczem i wiatrem. Na szczęście po pierwszym spacerze zaczęło się rozpogadzać i przepiękna pogoda towarzyszyła nam już do samego końca.
Było plażowanie, dużo plażowania. Lilka odważnie wchodziła z tatą do wody, ale oczywiście i tak głównym zajęciem była zabawa w mokrym piachu. Kopanie dziury i budowanie zamków ozdabianych kamieniami i muszlami. Dalkę za to ciężko było odgonić od wody, ale zmęczona padała i smacznie spała pod gołym niebem. Tradycyjnie była też smażona ryba, lody, gofry. Wszystko to, co nad morzem jest wprost obowiązkowe. Dwa pierwsze dni minęły nam błyskawicznie. Wakacje z dwójką dzieci to już nie łatwizna i padaliśmy wieczorem jak muchy :).
Na trzeci dzień wybraliśmy się jeszcze do pobliskiego Świnoujścia. Najpierw jeszcze przed promem zatrzymaliśmy, żeby zobaczyć latarnię i ja mimo wejścia na samą górę zrezygnowałam z podziwiania widoków. Spora wysokość zrobiła swoje i na miękkich nogach szybko zeszłam z miejsca widokowego. Po przeprawie promowej do centrum obeszliśmy spacerem promenadę, zjedliśmy obiad i do późnego popołudnia zostaliśmy na plaży.

Cieszę się, że mimo długiego weekendu zdecydowaliśmy się pojechać. Droga w obie strony poszła nam szybko. W drodze powrotnej Dalia zaczęła już szybko grymasić i płakać, ale czasowo naprawdę było dobrze. Żadnych długich korków i w obie strony tylko po jednym postoju. Przeprawa promowa do Świnoujścia podobnie, tylko z powrotu z centrum chwilę staliśmy w korku, ale dosłownie kilka minut.

Same Międzyzdroje (Świnoujścia nie daliśmy rady zwiedzić) bardzo na plus i jeśli będzie okazja, to wybierzemy się tam ponownie.