PRZEPIS NA BŁYSKAWICZNY SERNIK Z OWOCAMI

Szybki, łatwy, czy błyskawiczny, to ostatnio najczęstsze hasła, pod jakimi szukam nowych przepisów.
Mam wrażenie, że moja doba ciągle się kurczy i staram się wyciskać z niej jak najwięcej, dlatego, jeśli biorę się za jakiś deser, wolę jak jest jak najprostszy, z małej ilości składników, a przygotowanie zajmuję jak najmniej czasu.
Tak właśnie znalazłam ostatnio bardzo łatwy przepis na sernik, który pozmieniałam pod siebie i taką właśnie wersję chcę Wam dziś pokazać.
Ciasto wychodzi puszyste i pulchne. Spróbujcie koniecznie :).

SERNIK Z BRZOSKWINIAMI

SKŁADNIKI:
- biały ser (zmielony) - 1 kg
- ciastka (petit beurre) - 100 g
cukier - 1 szklanka
- cukier wanilinowy - 1 opakowanie (16 g)
- olej - pół szklanki
- mleko - 1 szklanka
- jajka - 4 szt.
budyń śmietankowy - 1 szt.
- proszek do pieczenia - 1 łyżeczka
PRZYGOTOWANIE:
W wysokim naczyniu miksuję biały ser, jajka, cukier i cukier waniliowy. Do gotowej gładkiej masy dodaję olej, budyń śmietankowy, proszek do pieczenia i mleko. Całość ponownie miksuję. Całość będzie dosyć rzadka. Blaszkę do pieczenia (o wymiarach - 25x30) smaruję odrobiną masła, wykładam papierem do pieczenia i na nim układam ciastka (jedną lub dwie warstwy). Na ułożone ciasta delikatnie wylewam serową masę. Całość wkładam na godzinę do piekarnika nagrzanego do 170 stopni. Po upieczeniu zostawiam sernik na jakieś pół godziny w piekarniku. Po tym czasie wyciągam go i na wierzchu układam pokrojone w plasterki brzoskwinie. Zapiekam ponownie przez około 15-20 minut (tylko od góry). Po tym czasie zostawiam sernik w piekarniku do całkowitego wystudzenia.
Do tego przepisu świetnie pasują też jagody, czy truskawki.







PIELUSZKI MUUMI BABY - PRZYJAZNE SKÓRZE DZIECKA I ŚRODOWISKU

Już dawno nic Wam nie polecałam, więc dziś pora na małą recenzję i będzie coś nowego, bo o pieluszkach, a tego tematu tu jeszcze nie było.

Przy Dalci ciągle coś zmieniam. W temacie kosmetyków, pieluszek, butelek, praktycznie wszystkiego. Ciągle szukam czegoś nowego, testuję i sprawdzam.
Z Lili tak nie było. Miałam ulubione marki i praktycznie cały czas się ich trzymałam. Z upływem czasu, zdecydowanie wolę jednak zmieniać produkty. Jest oczywiście kilka takich, których nigdy nie zmienię, ale w kwestii kosmetyków, czy właśnie pieluszek myślę, że przy tak ogromnym wyborze, jaki dziś mamy, warto szukać i testować różne produkty.

PIELUSZKI JEDNORAZOWE EKOLOGICZNE
MUUMI BABY
Cena: 80,00 zł / 46 szt.


Niedawno trafiły do nas pieluszki ekologiczne od MUUMI BABY. Ich nazwa pochodzi oczywiście od kultowej, znanej wszystkim bajki "Muminki".
Pieluszki przyjazne środowisku, których wyprodukowanie z wysokiej jakości czystych surowców zostało potwierdzone certyfikatem - Nordic Eco Certifikat, oraz zarekomendowane przez Organizację ds. Zwalczania Alergii i Astmy. Wszystkie pieluszki MUUMI BABY są produkowane tylko w Finlandii.
Producent zapewnia, że przy produkcji pieluszek nie użyto surowców alergogennych, oraz że są całkowicie pozbawione chloru, ponieważ do bielenia zawartej w nich celulozy, użyto tlenu. Sama celuloza użyta przy ich produkcji pochodzi wyłącznie z lasów certyfikowanych, wycinanych pod kontrolą i zgodnie z wymogami ochrony środowiska.
Pieluszki są odpowiednie dla wszystkich dzieci, ale szczególnie dla tych z problemami skóry atopowej i wrażliwej.
Do mnie przemawia.

Co ja, jako mama mogę o nich napisać?
Oczywiście pierwsze co mnie urzekło to ich wygląd. MUUMI BABY sprawiło, że nawet zwykła pieluszka dla maluszka może wyglądać po prostu ładnie, a śliczne postacie Muminków tylko dodają im większego uroku.
Pieluszki są złożone do niewielkich rozmiarów, przez co wygodnie je przechowywać, a tym bardziej mało miejsca zajmują w torbie, kiedy je ze sobą zabieramy.
No dobrze, to tyle, jeśli chodzi o wygląd. Tak jak pisałam, pieluszki są śliczne, ale przecież to nie wygląd jest tu najważniejszy :). Przeciekają? Nie, zakładam je Dalce w ciągu dnia, jak i na noc i w żadnej sytuacji nie zdarzyło się, żeby przeciekały. Zatrzymują, to co zatrzymać powinny. Szybko się je rozkłada i zakłada. Po założeniu trzymają się dobrze, rzepy nie odklejają się i nawet mocno nasiąknięta zostaje tam, gdzie powinna. W ciągu dnia, jeśli zdarzy się, że pieluszka dłużej nie jest zmieniana, bardzo dobrze pochłania zapach. Co jakiś czas zdarzą się u Dalki odparzenia, podczas stosowania pieluszek MUUMI BABY nic takiego się nie dzieje.

Dalia aktualnie waży 9 kg i rozmiar 4 (7-14 kg) jest idealny. Myślę, że jeszcze z miesiąc, góra dwa i trzeba będzie już przejść na piątki.













Osobiście bez żadnego zastanowienia mogę je Wam polecić. U nas naprawdę się sprawdzają.
Całą ofertę oraz listę sklepów, w których można zakupić produkty MUUMI BABY, znajdziecie na http://muumibaby.pl/.

ROK DALII

Miesiąc temu świętowaliśmy roczek naszej Daleczki. Za nami piękny rok, który upłynął niesprawiedliwie szybko.

Rok czasu i z malutkiego niemowlęcia wyrasta coraz więcej rozumna dziewczynka. To niebywałe jak wiele przez ten czas zmienia się u dziecka. Jak wiele potrafi się nauczyć i jak bardzo się zmienia przez te 12 miesięcy.

Jako że Dalia jest naszym drugim dzieckiem, ciągle z tylu głowy porównuję jej rozwój, z tym, jak było u Lili. No i jest zupełnie inaczej, bo dziewczynki bardzo się różnią między sobą i to w zasadzie chyba pod każdym względem.
Dalia jest dosyć drobnej budowy. Na rok jej waga pokazywała nieco ponad 8,5 kg, a długość to 73 cm. Ząbki są w komplecie jedynek i dwójek.
Dalka lubi jeść, choć nie jest, aż takim łasuchem jak jej starsza siostra o tym samym czasie. Lubi nowe smaki, je z nami wszystkie posiłki, ale wystarczy jej niewiele, żeby była najedzona. Nadal też karmimy się piersią, choć coraz rzadziej. W ciągu dnia jest to jakieś 3 razy i 1-2 razy w nocy. Po kolacji i nad ranem dostaje butelkę mleka modyfikowanego.
W temacie rozwoju numerem jeden jest ostatnio powtarzanie przez Dalkę tego, co jej pokazujemy, czy uczymy.
Dalcia jest niezwykle energicznym dzieckiem. Lili była bardzo spokojna, więc teraz przy tym małym łobuziaku mamy sporą odmianę :).
Niezmienna jest u naszej dziewczynki potrzeba bliskości. Na rękach mogłaby spędzić cały dzień. Nie lubi, kiedy znikamy jej z oczu.
Dla porównania wpis o roczku Lili: 12 MIESIĄC Z ŻYCIA LILI.



JESIEŃ

Jesień, kiedyś moja ulubiona pora roku. Aktualnie, od czasu, kiedy jestem mamą, pierwsze miejsce ustąpiła dla lata, ale nadal bardzo lubię, choć deszczowe i ponure dni czasami dobitnie potrafią zepsuć humor.
W tym wpisie skupie się jednak tylko na plusach :).

Jesień uwielbiam za kolory, za długie wieczory przy świecach, za pyszne grzyby, za leśne borówki i spacery po liściach.
Uwielbiam za gorące kakao, które teraz smakuje wyjątkowo, za wieczory pod kocem, za słońce, które teraz tak bardzo się docenia, za kasztany i piękne, ciepłe, grube swetry. Uwielbiam za magiczny czas, który przybliża do Świąt, za czarne grube rajstopy, za pyszną herbatę z miodem i cytryną, za brązy, żółcie i pomarańcze.
A Ty, za co lubisz jesień?

















PIERWSZY ROK PRZEDSZKOLA

Za nami pierwszy rok, kiedy Lili uczęszczała do przedszkola. Nie będę ukrywać, że półtora roku temu, kiedy byliśmy przed podjęciem decyzji, o tym, czy w ogóle ma pójść, byłam pełna strachu i obaw. Szczerze, to bałam się puścić ją w świat. Trzy lata spędzone ze mną w domu zrobiły swoje i ciężko było mi, jako mamie nagle się z nią rozstać.
Jednak obserwowanie Lili pokazało mi, że to już najwyższy czas na puszczenie jej do dzieci. Było widać, że moje towarzystwo przestało jej wystarczać i choć bym stanęła na głowie z wymyślaniem jej zajęć, to nie zastąpię jej tak potrzebnego kontaktu z rówieśnikami. Odnajdywała się w towarzystwie innych dzieci. Była chętna do wspólnych zabaw, czy choćby, po prostu rozmów i spędzania czasu w ich towarzystwie.
Gołym okiem było widać, że to najlepszy czas, żeby posłać ją do przedszkola.

Początkowo w ogóle nie było w naszym mieście szans na przedszkole publiczne dla 3-latków. Pierwszeństwo w miejscach miały dzieci rok starsze. Na szczęście tuż przed wakacjami, jedna ze szkół podstawowych otworzyła swój oddział przedszkolny z naborem dla trzy i czterolatków. Dni otwarte upewniły nas w decyzji, że chcielibyśmy, żeby Lilka właśnie tam trafiła. Tym bardziej ucieszyłam się, kiedy jej nazwisko znalazło się na liście dzieci przyjętych.

Już po kilku pierwszych tygodniach miałam potwierdzenie, że decyzja o pójściu Lili do przedszkola był słuszna.
Lilka zmieniła się niesamowicie. Naprawdę, nawet gdybym chciała, to nie znajdę, ani jednego negatywu.
- ROZWÓJ - to zdecydowanie największy plus. Lilka w krótkim czasie od rozpoczęcia przedszkola, bez większych problemów zaczęła opowiadać wierszyki, śpiewać piosenki. Naprawdę nie raz przysłowiowo opadała mi szczęka, kiedy nagle zaczynała śpiewać piosenkę, która zdawała się nie mieć końca. Długie wierszyki, ogromna poprawa w rysowaniu, czy innych pracach manualnych.
- SAMODZIELNOŚĆ - oczywiście dziecko zapisane do przedszkola publicznego w pewnym stopniu musi już być samodzielne i tak też było z Lili. Jedzenie, czy toaleta nie sprawiały jej najmniejszego problemu, a w przedszkolu świetnie podszkoliła się np. w samodzielnym ubieraniu.
- KONTAKT Z DZIEĆMI - Lila uwielbia się bawić i w przedszkolu w końcu mogła w pełni się wyszaleć. Z początku chętniej przebywała w towarzystwie chłopców, ale na zakończenie najbardziej smuciła się za ulubionymi koleżankami.

Drugi rok trwa w najlepsze. Nie ukrywam, że miałam trochę obaw, jak Lila odnajdzie się po dwumiesięcznej przerwie, ale na szczęście całkiem niepotrzebnie. Pierwszego dnia pomaszerowała do dzieci, tak jakby żadnej przerwy nie było.
Na koniec muszę wspomnieć trochę o chorobach. Tak więc Lili choruję dużo, ale ona od zawsze w okresie jesienno-zimowym łapie sporo infekcji. Choroby były przed przedszkolem i są teraz. Myślę, że gdyby została w domu, to niewiele by się pod tym względem zmieniło.