RADOSNE ŚWIĘTA WIELKANOCNE

Święta Wielkanocne to czas odpoczynku, przemyśleń i rodzinnych chwil.
To też czas kolorowych jajek, zajączków, kurczaków, czy słodkich upominków. U mnie było tak od kiedy tylko pamiętam i dlatego dziś sama tak przygotowuję te kilka dni. Jednak jak się okazuje takie obchodzenie Świąt ma oprócz swoich zwolenników, także tych, którzy uważają, że cała ta otoczka jest całkowicie nie potrzebna, że to czas ciszy, zadumy i refleksji.

Przenieśmy się trochę wstecz. Jestem małą dziewczynką.
Na Wielkanoc czekam z niecierpliwością. Lubię ten czas przygotowań. Od kiedy pamiętam, w sobotę rano chodziłam z babcią do święconki. Mama wstawała wcześnie rano i szykowała nam piękny koszyczek. Zawsze tak ślicznie go dekorowała, że dumnie potem stałam z odsłoniętym, prezentując zawartość, gotową do poświęcenia.
Po święconce czekałam już tylko na obiad, a zaraz po nim wyruszałam do pobliskiego lasu po wszystko, co potrzebne do zrobienia gniazdka. Gniazdka dla zajączka oczywiście :). Przynosiłam mech, patyki, szyszki i z ogromnym zapałem robiłam dla zajączka miejsce gdzie będzie mógł zostawić mi prezent. Dokładnie pamiętam jak wyglądały te gniazdka i jak bardzo się starałam. Co roku wybierałam to samo miejsce, pod krzaczkiem na końcu ogrodu. Wieczorem przed spaniem jeszcze tylko ostatnie zerknięcie, czy z gniazdkiem okej i oczywiście najważniejsze, czyli położenie marchewki dla zajączka. W końcu skoro miał mi rano zostawić słodki smakołyk to nie chciałam, żeby odchodził z pustymi łapkami :).
W niedziele rano odliczałam minuty do świątecznego śniadania. U nas cała rodzina przy stole to była rzadkość, więc tym bardziej lubiłam te chwilę. Im bliżej końca śniadania, tym bardziej przebierałam nogami. W końcu dostawałam zgodę, by iść na ogród, a tam jak co roku. Marchew zabrana, a zamiast niej paczuszka z prezentem.

Pisząc to na mojej buzi cały czas był uśmiech, uwielbiam te wspomnienia. Dają mi tyle pozytywnych emocji.
Dla Lili chcę tego samego. Jak jest teraz, kiedy jestem mamą? Dziś Lila była u święconki, z tatą i babcią. Jutro po śniadaniu wyruszymy na ogród szukać zajączka. Gniazdka jeszcze nie będzie, ale będą zajęcze łapki, które doprowadzą Lilę do prezentu.

Święta mają być czasem radości. Oczywiście wiem, że to czas Zmartwychwstania Jezusa, ale czy to nie pozwala, by ten dzień spędzić radośnie? Pamięć o Jezusie nie kłóci się z udekorowaniem domu w jajka i kurczaki, czy daniu dziecku słodkiego prezentu. Wszystko idzie pogodzić, tylko trzeba chcieć. Gdzieś czytałam, że są nawet zwolennicy, przywrócenia w domach tradycji "bożych ran". Nie no pewnie, dla dziecka to będą cudowne wspomnienia jak mama z tatą w Wielki Piątek spuszczą mu lanie podczas snu. Wierzyć się nie chce, że kiedyś to celebrowano.

nas było, jest i będzie wesoło, kolorowo i radośnie. Takie chce i takie mam Święta Wielkanocne.


NASZ MARZEC 2015

Marzec minął nam naprawdę błyskawicznie. Dużo się działo, to i czas szybciej uciekał.
Ostatnie 4 tygodnie to zdecydowanie, wyłapywanie pojawiającej się wszędzie wiosny i słońca :). Były spacery po lesie i parku, pierwsze lody, czy odwiedzanie ukochanych kaczek. Kotek też łapał pierwsze wiosenne promyki słońca, oczywiście podczas wylegiwania się :).
Zapraszam na kilka zdjęć z Instagrama.

NASZE ZDJĘCIA Z MARCA 2015










WIOSENNO-LETNIA KOLEKCJA DLA DZIEWCZYNEK W C&A

Tak jak uwielbiam pastele, granaty i szarości, tak równie mocno urzekła mnie tegoroczna kolekcja w C&A. Tej wiosny postawili na kolory, pełno żywych kolorów. Oczu od tych ciuszków nie mogę oderwać.
Poniżej to co spodobało mi się najbardziej i pewnie co nieco z tego wpadnie niedługo do Lili szafy :).

WIOSENNO-LETNIA KOLEKCJA DZIECIĘCA DLA DZIEWCZYNEK W C&A

SWETRY


SPRAWDZONY SPOSÓB NA SUCHĄ SKÓRĘ DŁONI

Okres jesienno-zimowy to dla moich dłoni nie najlepszy czas. Kiedy tylko zaczyna robić się zimniej, skóra moich rąk od razu zaczyna protestować. Robi się czerwona, sucha, szorstka, a czasem nawet pęka. Przez to wszystko, moje dłonie wyglądają nie estetycznie i są niemiłe w dotyku.
Oprócz stosowania kremów, nie bardzo robię coś w kierunku polepszenia ich wyglądu. Podczas mycia, czy sprzątania nie używam rękawiczek. Zakładam je dopiero przy silnych detergentach. Nie kremuje też dłoni po każdym myciu rąk.

Z drogeryjnych półek przetestowałam większość, jak nie wszystkie kremy. Niektóre pomagały, ale nigdy nie było takiego zaskoczenia jak przy ostatnim odkryciu. Podobnie jest z maskami na bazie domowych produktów, też nigdy nie przynosiły tak dobrego rezultatu.
W końcu jednak znalazłam sposób, który powala na kolana wszystkie kremy, maski i inne mazidła do rąk. O czym mowa? O najzwyklejszej witaminie A+E, której koszt za opakowanie, nie przekracza 5 zł. Ja po pierwszym użyciu nie mogłam uwierzyć w to jak delikatna zrobiła się skóra moich dłoni.
Na jedno użycie stosuję 4 kapsułki (po 2 na jedną rękę). Przekłuwam je malutkimi nożyczkami. Wystarczy malutka dziurka, tylko żeby wycisnąć witaminę. Wyciskam całą zawartość na dłonie, wmasowuję przy okazji rozgrzewając, zakładam bawełniane rękawiczki i gotowe. Przed założeniem rękawiczek nakładam jeszcze odrobinę kremu do rąk, ale tylko dlatego, że nie bardzo mogę się przekonać do zapachu witaminy, a krem idealnie go neutralizuje.
Witaminy używam tylko na noc i tylko w rękawiczkach. Na początku stosowałam ją co noc, teraz już wystarczy 2 razy w tygodniu, a latem pewnie już tylko sporadycznie.

Polecam każdemu. Nawet tym, którzy skórę dłoni mają zadbaną, dodatkowa porcja nawilżenia na pewno im nie zaszkodzi.






WITAJ WIOSNO

Koniec zimy, już nie tylko tej w pogodzie. Najchętniej już pochowałbym grube kurtki, czapki i zimowe buty, ale żeby aura nie zrobiła na złość, wstrzymam się jeszcze kilka dni.

Zanim zostałam mamą, pory roku były mi obojętne. Lubiłam jesień za piękne kolory, ale na resztę miesięcy nie narzekałam. Było gorąco to dobrze, było zimno też dobrze. Jednak teraz kiedy mam Lilę, na wszystko patrzę zupełnie innym okiem, okiem mamy.
Wyjście na dwór jest latem takie proste. Zakładamy buty i gotowi. Teraz też nie jest źle, na szybko cienka kurtka, czy polar i można wychodzić. Zimą i jesienią moment przed wyjściem zmienia się w prawdziwą batalię. Już nie raz, w czapce, owinięta szalem i w grubej kurtce musiałam ganiać za Lilą, bo przy odkluczaniu drzwi, jej się.

Teraz będzie już tak łatwo :). Koniec z rozbieraniem przed zapięciem pasów (dlaczego to tak ważne, pisałam: TUTAJ), koniec ciężkich buciorów i niewygodnych rękawiczek. Już myślę o obiadach jedzonych na ogrodzie i wieczornym grillowaniu. Cały zimowy okres z niecierpliwością czekałam na powrót ciepła i w końcu jest. Sezonie letni trwaj w nieskończoność :).