Na dziś w piękne święto jakim jest Dzień Dziecka, mieliśmy wyznaczony termin porodu. Niestety, ku ciągłemu wielkiemu zdziwieniu moim, moich bliskich i oczywiście lekarza prowadzącego, nasze dziecko nie wybiera się do nas.
Co wieczór kiedy kładę się spać czuję, że skurcze są częstsze i silniejsze i zawsze jestem pewna, że coś się ruszy. Kończy się tak, że budzę się rano i skurczów już brak.
W środę mamy wizytę u lekarza (teraz jeździmy już co tydzień) i mam zamiar porozmawiać z nim o wywołaniu porodu. Myślę, że może to być lepsze dla Lilki niż ciągły mój stres. Poza tym jutro zaczynam już 41 tydzień i nie wyobrażam sobie, żeby dobijać jeszcze do 42.
Wczoraj zrobiliśmy sobie dłuższy spacer i nie pomogło. Jutro jedziemy pochodzić po Poznaniu, bo ostatnio zamarzyła mi się karuzela do łóżeczka. Poszukamy po sklepach i może znajdziemy jakąś ładną. Na pewno chciałabym, żeby przywieszki były pluszowe. Jeśli któraś z Was jest z Poznania lub okolic to może poleci mi jakiś fajny sklep. Oprócz "Pati i Maks", bo tam pojedziemy na pewno. Mam nadzieję, że wrócimy z czymś fajnym, bo to już raczej nasz ostatni taki wypad zakupowy. No i może takie spacerowanie wpłynie na naszą córeczkę :).
Cały czas jesteśmy w dwupaku :). Nie wiem jak to się dzieje, ale wychodzi na to, że Lilka wcale nie ma zamiaru opuścić bezpiecznego domku.
Ostatnie dni były trochę nerwowe. W niedziele zaczął mnie dość mocno pobolewać dół brzucha i lekarz kazał mi pojechać do szpitala. Pojechaliśmy w poniedziałek i zatrzymali mnie na dobę. Po badaniach i obserwacji wyszło, że wszystko jest w porządku, a bóle pojawiły się, bo za długo byłam na nogach. Poleżałam i ustąpiło. Pani doktor, która mnie badała stwierdziła, że poród jako tako się rozpoczął, ale ze spokojem mogę ten czas przeczekać w domu. Na KTG wyszły już dość ładne skurcze (cały czas nieregularne) i nie ukrywam, że zdziwiło mnie to, bo ponad połowy w ogóle nie czułam. Rozwarcie utrzymało się na 1,5 cm. Tak więc wróciliśmy i cały czas czekamy, ale nie zdziwię się jeżeli przenoszę tę ciąże. Termin mamy na pojutrze, ale na nic się już nie nastawiam.
Przy okazji ponownie zostało zbadane serduszko Lili i okazało się, że już wszystko jest dobrze. Arytmia ustała, a wcześniej pojawiła się więc zapewne dlatego, że serduszko było jeszcze nie do końca wykształcone. Bardzo mi ulżyło po tej informacji.
W szpitalu stwierdzono, że powinnam już być pod opieką położnej. Wczoraj mieliśmy pierwszą wizytę i było bardzo fajnie. Pani dużo spraw wytłumaczyła mi w normalny sposób. Słuchaliśmy też tętna Lili i jeden aparat został ze mną, żebyśmy sami mogli sprawdzać, czy tętno nie spada.
Dziś wybiorę się z M. na jakiś dłuższy spacerek. Muszę też nadrobić zaległości blogowe, bo bardzo mnie ciekawi co u Was słychać :).
Dziś zaczynam 40 tydzień ciąży, aż trudno mi w to uwierzyć. Byliśmy tak blisko przedwczesnego porodu w 30 tygodniu, a tu takie zakończenie :). Cieszę się bardzo, że tak to się wszystko skończyło, no ale teraz to już bym nie miała nic przeciwko, żeby Lilka opuściła mój brzuszek.
Na całe szczęście udało nam się z M. ze wszystkim zdążyć:
- wózek czeka (po niedzieli kurier przywiezie torbę do kompletu)
- łóżeczko stoi
- ciuszki wyprane, wyprasowane i ułożone w komodzie
- wszystkie drobiazgi do pielęgnacji zakupione
- pieluszki i chusteczki ułożone na swoje miejsce
- domek cały wysprzątany
Mam też uszykowaną torbę do szpitala, ale tylko dla siebie, bo ten, do którego mam zamiar się udać, dla dzidziusia wszystko ma. Jedyne co potrzeba to ubranka na wyjście do domu, ale to M. dowiezie, bo nawet nie wiadomo jaka będzie pogoda, więc nie ma sensu niczego zabierać.
No i czekamy, aż Lilia poczuje, że jest gotowa i postanowi się nam w końcu pokazać. Nie jest łatwo tak po prostu czekać. Codziennie rano przez chwilę myślę, czy to już dziś, a jak dotrwam do wieczora, to te same myśli nachodzą mnie kiedy idę spać. Ciągle myślę też, czy w porę rozpoznam, że to już właśnie to, ale pocieszam się, że podobno nie da się tego pomylić z niczym innym, więc mam nadzieję, że i mnie intuicja nie zawiedzie i będę wiedzieć kiedy w porę wyjechać z domu. Od czwartku czuje dosyć silny ucisk w dole, mam nadzieję, że to dobry znak.
Koniec jednego, a początek drugiego coraz bliżej. Wprawdzie do końca 39 tygodnia zostały mi jeszcze (łącznie z dzisiejszym) 3 dni to postanowiłam napisać post, bo myślę, że niewiele się już zmieni.
Wczoraj mieliśmy wizytę i ku mojemu zaskoczeniu lekarz stwierdził, że Lila szykuję się już do porodu, rozwarcie mam na 1 cm. Po chwili dodał, że powinna się urodzić w ciągu 3 dni, albo tygodnia to już na pewno. Nie ukrywam, że trochę liczyłam na takie wieści, ale myśleć o tym, a usłyszeć to zupełna różnica. Przeżyłam mały szok, ale już jest dobrze.
Od późnego wieczora, zaczęłam już czuć taki dziwny ucisk, więc wydaję mi się, że zeszła jeszcze ciut niżej. Skurcze też występują coraz częściej, ale póki co nie są regularne. Bakterie w moczu utrzymują się nadal, więc już na pewno do końca będę brać na to tabletki. Waga, ani drgnie do przodu i pytałam lekarza, czy to dobrze, bo wydawało mi się, że na końcu najwięcej powinna wzrosnąć, ale myliłam się i taki brak wzrostu lub nawet spadek wagi jest jak najbardziej normalny. Tak więc jeśli przez ostatni ponad miesiąc nic się nie zmieniło to już tak zostanie i podsumowując cały okres ciąży przybyło mi 14 kg. Myślę, że to tak akurat. Rozstępy też póki co się nie pojawiły, ale ostatnio się dowiedziałam, że mogą się pojawić nawet po porodzie.
Mała wygina się dosyć mocno cały czas, ale już zdecydowanie rzadziej. Pewnie jej miejsca zaczyna brakować. Ja za to nie raz po takich fikołkach biegnę do łazienki na ostatnią chwilę.
