RADOSNE ŚWIĘTA WIELKANOCNE

Święta Wielkanocne to czas odpoczynku, przemyśleń i rodzinnych chwil.
To też czas kolorowych jajek, zajączków, kurczaków, czy słodkich upominków. U mnie było tak od kiedy tylko pamiętam i dlatego dziś sama tak przygotowuję te kilka dni. Jednak jak się okazuje takie obchodzenie Świąt ma oprócz swoich zwolenników, także tych, którzy uważają, że cała ta otoczka jest całkowicie nie potrzebna, że to czas ciszy, zadumy i refleksji.

Przenieśmy się trochę wstecz. Jestem małą dziewczynką.
Na Wielkanoc czekam z niecierpliwością. Lubię ten czas przygotowań. Od kiedy pamiętam, w sobotę rano chodziłam z babcią do święconki. Mama wstawała wcześnie rano i szykowała nam piękny koszyczek. Zawsze tak ślicznie go dekorowała, że dumnie potem stałam z odsłoniętym, prezentując zawartość, gotową do poświęcenia.
Po święconce czekałam już tylko na obiad, a zaraz po nim wyruszałam do pobliskiego lasu po wszystko, co potrzebne do zrobienia gniazdka. Gniazdka dla zajączka oczywiście :). Przynosiłam mech, patyki, szyszki i z ogromnym zapałem robiłam dla zajączka miejsce gdzie będzie mógł zostawić mi prezent. Dokładnie pamiętam jak wyglądały te gniazdka i jak bardzo się starałam. Co roku wybierałam to samo miejsce, pod krzaczkiem na końcu ogrodu. Wieczorem przed spaniem jeszcze tylko ostatnie zerknięcie, czy z gniazdkiem okej i oczywiście najważniejsze, czyli położenie marchewki dla zajączka. W końcu skoro miał mi rano zostawić słodki smakołyk to nie chciałam, żeby odchodził z pustymi łapkami :).
W niedziele rano odliczałam minuty do świątecznego śniadania. U nas cała rodzina przy stole to była rzadkość, więc tym bardziej lubiłam te chwilę. Im bliżej końca śniadania, tym bardziej przebierałam nogami. W końcu dostawałam zgodę, by iść na ogród, a tam jak co roku. Marchew zabrana, a zamiast niej paczuszka z prezentem.

Pisząc to na mojej buzi cały czas był uśmiech, uwielbiam te wspomnienia. Dają mi tyle pozytywnych emocji.
Dla Lili chcę tego samego. Jak jest teraz, kiedy jestem mamą? Dziś Lila była u święconki, z tatą i babcią. Jutro po śniadaniu wyruszymy na ogród szukać zajączka. Gniazdka jeszcze nie będzie, ale będą zajęcze łapki, które doprowadzą Lilę do prezentu.

Święta mają być czasem radości. Oczywiście wiem, że to czas Zmartwychwstania Jezusa, ale czy to nie pozwala, by ten dzień spędzić radośnie? Pamięć o Jezusie nie kłóci się z udekorowaniem domu w jajka i kurczaki, czy daniu dziecku słodkiego prezentu. Wszystko idzie pogodzić, tylko trzeba chcieć. Gdzieś czytałam, że są nawet zwolennicy, przywrócenia w domach tradycji "bożych ran". Nie no pewnie, dla dziecka to będą cudowne wspomnienia jak mama z tatą w Wielki Piątek spuszczą mu lanie podczas snu. Wierzyć się nie chce, że kiedyś to celebrowano.

nas było, jest i będzie wesoło, kolorowo i radośnie. Takie chce i takie mam Święta Wielkanocne.


NASZ MARZEC 2015

Marzec minął nam naprawdę błyskawicznie. Dużo się działo, to i czas szybciej uciekał.
Ostatnie 4 tygodnie to zdecydowanie, wyłapywanie pojawiającej się wszędzie wiosny i słońca :). Były spacery po lesie i parku, pierwsze lody, czy odwiedzanie ukochanych kaczek. Kotek też łapał pierwsze wiosenne promyki słońca, oczywiście podczas wylegiwania się :).
Zapraszam na kilka zdjęć z Instagrama.

NASZE ZDJĘCIA Z MARCA 2015










WIOSENNO-LETNIA KOLEKCJA DLA DZIEWCZYNEK W C&A

Tak jak uwielbiam pastele, granaty i szarości, tak równie mocno urzekła mnie tegoroczna kolekcja w C&A. Tej wiosny postawili na kolory, pełno żywych kolorów. Oczu od tych ciuszków nie mogę oderwać.
Poniżej to co spodobało mi się najbardziej i pewnie co nieco z tego wpadnie niedługo do Lili szafy :).

WIOSENNO-LETNIA KOLEKCJA DZIECIĘCA DLA DZIEWCZYNEK W C&A

SWETRY


SPRAWDZONY SPOSÓB NA SUCHĄ SKÓRĘ DŁONI

Okres jesienno-zimowy to dla moich dłoni nie najlepszy czas. Kiedy tylko zaczyna robić się zimniej, skóra moich rąk od razu zaczyna protestować. Robi się czerwona, sucha, szorstka, a czasem nawet pęka. Przez to wszystko, moje dłonie wyglądają nie estetycznie i są niemiłe w dotyku.
Oprócz stosowania kremów, nie bardzo robię coś w kierunku polepszenia ich wyglądu. Podczas mycia, czy sprzątania nie używam rękawiczek. Zakładam je dopiero przy silnych detergentach. Nie kremuje też dłoni po każdym myciu rąk.

Z drogeryjnych półek przetestowałam większość, jak nie wszystkie kremy. Niektóre pomagały, ale nigdy nie było takiego zaskoczenia jak przy ostatnim odkryciu. Podobnie jest z maskami na bazie domowych produktów, też nigdy nie przynosiły tak dobrego rezultatu.
W końcu jednak znalazłam sposób, który powala na kolana wszystkie kremy, maski i inne mazidła do rąk. O czym mowa? O najzwyklejszej witaminie A+E, której koszt za opakowanie, nie przekracza 5 zł. Ja po pierwszym użyciu nie mogłam uwierzyć w to jak delikatna zrobiła się skóra moich dłoni.
Na jedno użycie stosuję 4 kapsułki (po 2 na jedną rękę). Przekłuwam je malutkimi nożyczkami. Wystarczy malutka dziurka, tylko żeby wycisnąć witaminę. Wyciskam całą zawartość na dłonie, wmasowuję przy okazji rozgrzewając, zakładam bawełniane rękawiczki i gotowe. Przed założeniem rękawiczek nakładam jeszcze odrobinę kremu do rąk, ale tylko dlatego, że nie bardzo mogę się przekonać do zapachu witaminy, a krem idealnie go neutralizuje.
Witaminy używam tylko na noc i tylko w rękawiczkach. Na początku stosowałam ją co noc, teraz już wystarczy 2 razy w tygodniu, a latem pewnie już tylko sporadycznie.

Polecam każdemu. Nawet tym, którzy skórę dłoni mają zadbaną, dodatkowa porcja nawilżenia na pewno im nie zaszkodzi.






WITAJ WIOSNO

Koniec zimy, już nie tylko tej w pogodzie. Najchętniej już pochowałbym grube kurtki, czapki i zimowe buty, ale żeby aura nie zrobiła na złość, wstrzymam się jeszcze kilka dni.

Zanim zostałam mamą, pory roku były mi obojętne. Lubiłam jesień za piękne kolory, ale na resztę miesięcy nie narzekałam. Było gorąco to dobrze, było zimno też dobrze. Jednak teraz kiedy mam Lilę, na wszystko patrzę zupełnie innym okiem, okiem mamy.
Wyjście na dwór jest latem takie proste. Zakładamy buty i gotowi. Teraz też nie jest źle, na szybko cienka kurtka, czy polar i można wychodzić. Zimą i jesienią moment przed wyjściem zmienia się w prawdziwą batalię. Już nie raz, w czapce, owinięta szalem i w grubej kurtce musiałam ganiać za Lilą, bo przy odkluczaniu drzwi, jej się.

Teraz będzie już tak łatwo :). Koniec z rozbieraniem przed zapięciem pasów (dlaczego to tak ważne, pisałam: TUTAJ), koniec ciężkich buciorów i niewygodnych rękawiczek. Już myślę o obiadach jedzonych na ogrodzie i wieczornym grillowaniu. Cały zimowy okres z niecierpliwością czekałam na powrót ciepła i w końcu jest. Sezonie letni trwaj w nieskończoność :).








JAK DOBRZE WYCHOWAĆ DZIECKO?

Patrzę na tą małą, rezolutną dziewczynkę. Dziewczynkę coraz bardziej rozumniejszą, coraz bardziej ciekawą świata. Myślę jaka będzie za chwilę, za kilka i kilkanaście lat. Jakim będzie człowiekiem w dorosłym życiu.
Na to, na kogo wyrośnie, wpływ ma wiele czynników. Jej przyszli znajomi, otoczenie. Jednak najważniejsza rola jest dla nas. Dla mnie i M. To my jako rodzice musimy jej pokazywać co dobre, a co złe. Chwalić za dobre uczynki i tłumaczyć te złe.

Moją największą misją jest to by była po prostu dobrym człowiekiem. Może się ubierać jak tylko chce, mieć znajomych dziwaków i poglądy nie do końca odpowiadające moim, ale chce, żeby była dobra dla innych. Nie wyśmiewała, nie oceniała, nie patrzyła z góry. Już kiedyś w jednym z postów wspominałam, że nie będę się przejmować jeśli Lili nie będzie orłem w nauce.
Wiem, że czeka mnie nie łatwe zadanie. W zasadzie to moja rola zaczęła się już w momencie przyjścia Lili na świat. Nie mam jakiegoś szczególnego schematu. Po prostu jestem dobrą mamą. Traktuję Lilę tak samo jak sama chciałabym być traktowana. Nie chce jej bić, karać, krzyczeć. Jestem zdania, że wszystko można załatwić za pomocą słów. Rozmowa najważniejsza.

"Czym skorupka za młody nasiąknie". Znacie, prawda?
Teraz kiedy Lili jest malutka i chłonie wszystko jak gąbka, jest dla nas najważniejszy czas. To właśnie teraz i przez najbliższe kilka lat muszę jej pokazywać co dobre, a co złe. Sama muszę w każdej sytuacji odpowiednio się zachowywać, czy reagować. M. i dziadkowie tak samo, bo teraz jesteśmy wszyscy dla Lilki największym autorytetem. Obserwuję nas i naśladuję.

Rozmowa i miłość. Nie zabawki, czy stos ubrań. Najważniejsze i najlepsze co można dać dziecku to nasza miłość i wsparcie. Rodzice kochający i co najważniejsze okazujący tą miłość, mają ogromne możliwości, żeby wychować dziecko, które będzie cenić te same wartości.
Ja mam taki plan. Życzcie mi powodzenia, bo wiem jak ciężkie zadanie przede mną.


21 MIESIĄC Z ŻYCIA LILI

STATYSTYKA:
  Waga - 12,7 kg
  Wzrost - 86 cm
  Rozmiar ubrań - 86 i 92
  Rozmiar pieluch - 5
  Mleko - Bebilon 3
  Porcje mleka - 250 ml / 2 porcje
  Zęby - 16
OSIĄGNIĘCIA:
  Sygnalizuję pełną pieluchę.

Nadszedł w końcu czas kiedy Lila potrafi zasygnalizować, że trzeba zmienić jej pieluszkę. To dobry krok do tego, by pomyśleć o odpieluchowaniu.

Dni jak zwykle nic nam się nie zmieniają. Wszystko według planu, nic nas nie zaskakuje. Lili cały czas chodzi spać o 19.00, ale w ostatnich dniach zasypia dopiero przed 20.00. Czasem trochę marudzi i woła, żeby ktoś był obok, ale w większości sama zabawia się maskotkami. Przesypia przeważnie 12 godzin, ale zdarza się, że śpi nawet do 9.30.

Przez cały 21 miesiąc, zdarzyło się tylko z 3-4 razy, że Lila miała w ciągu dnia dwie drzemki. Reszta dni to tylko jedno spanie. Coś mi się wydaję, że już na stałe możemy się pożegnać z drugą drzemką.

Kuracja witaminą C i Dicoflorem, o której pisałam już w podsumowaniu 20 miesiąca, cały czas przynosi rezultaty. Już nie pamiętam co to chore dziecko.

Ostatnie tygodnie to czas ogromnej potrzeby, bycia blisko mamy. Zdarzają się nam momenty, że nie mogę odejść dosłownie na chwilę. Od razu słychać Lili wołanie i szukanie mnie. Nie pomaga obecność taty, czy dziadków, ma być mama i koniec. Najgorzej jest kiedy Lila robi się senna, czy zmęczona.

LILIA W DWUDZIESTYM PIERWSZYM MIESIĄCU ŻYCIA


POPRZEDNIE MIESIĄCE
1 / 2 / 3 / 4 / 5 / 6 / 7 / 8 / 9 / 10 / 11 / 12
13 / 14 / 15 / 16 / 17 / 18 / 19 / 20

CHŁOPIEC, CZY DZIEWCZYNKA?

Lilia przez osoby, które jej nie znają, brana jest za chłopca. Od urodzenia, po dzień dzisiejszy. W centrum handlowym, na spacerze, na zakupach. Przez całe jej 21 miesięcy życia, ani razu nie zwrócono się do niej jako do dziewczynki. Na początku kompletnie nie zwracałam na to uwagi. Nawet nie wyprowadzałam z błędu kiedy ktoś komplementował, że mamy ładnego synka. Uśmiechnęłam się i tyle.

Tak jak kiedyś nie reagowałam na zwracanie się do Lili jak do chłopca, tak dziś zaczyna mnie to już denerwować, czy zwyczajnie męczyć.
Sytuacja z przed paru dni zdenerwowała mnie już wyjątkowo. Byliśmy na sali zabaw, Lila była ubrana w tunikę, na włoskach przypięta różowa spinka, a mnie się pytają w jakim wieku jest synek. Czy to kłopot, żeby najpierw zapytać, czy po prostu przyjrzeć się dziecku?

Pierwsze co się rzuca w oczy to jej krótkie włoski. Dziecko biega, zaczyna mówić, a na głowie krótka fryzurka. To przecież musi być chłopiec, a wystarczy spojrzeć na ubranie. Nie ubieram Lili od stóp do głów w kolor różowy, ale ubrania nosi typowo dziewczęce.
Pozostało nam chyba tylko czekać na dłuższe włoski.


SZPITAL SPECJALISTYCZNY IM. ŚWIĘTEJ RODZINY SPZOZ W POZNANIU

Szpital Specjalistyczny im. Świętej Rodziny w Poznaniu. Właśnie w tej placówce na świat przyszła nasza Lili.
Często pytacie mnie o ten szpital. Mam nadzieję, że uda mi się tu zebrać wszystkie najważniejsze informacje. Jednak jeśli nadal byłyby jakieś wątpliwości to proszę śmiało pisać.

Wybór szpitala nie był u mnie przypadkiem. Pewnie jak większość kobiet, zdecydowałam się na daną placówkę ze względu na lekarza prowadzącego moją ciążę. Doktor Marek Daniel był dyrektorem w Św. Rodzinie i mimo, że dziś już tam nie pracuje to nadal kieruję tam swoje pacjentki.

W dzisiejszym poście opiszę Wam moje odczucia z oddziału ginekologi, patologi ciąży, poporodowego i porodówki. Z góry zaznaczam, że to co napiszę to moja osobista opinia. Każda z nas ma inne oczekiwania. Każdą co innego zadowoli i co innego zniechęci.

SZPITAL SPECJALISTYCZNY IM. ŚWIĘTEJ RODZINY
W POZNANIU
ul. Jarochowskiego 18

ŹRÓDŁO: http://polskaniezwykla.pl/

MOJA OPINIA:
Pierwszy raz do Kliniki Świętej Rodziny, trafiłam w 30 tygodniu ciąży, na oddział patologi ciąży. Spędziłam tam tydzień. Mimo, że cały czas bardzo martwiłam się o Lili to sam pobyt wspominam bardzo miło. Do czasu porodu leżałam tam jeszcze 2 razy. Po porodzie, przebywałam też raz na oddziale ginekologi.
To co dla mnie jest najważniejsze i co powoduje, że zawsze będę polecać ten konkretny szpital to opieka. Lekarze, pielęgniarki i położne. Bez żadnego problemu wykonują szereg badań, odpowiadają na każde pytanie, wyjaśniają każde wątpliwości. Do tego dochodzi ich sympatia do pacjenta. Naprawdę, podczas każdego pobytu, ani razu nie spotkałam się, by ktoś był nie miły.

ODDZIAŁY:
Patologia ciąży jak i ginekologia niewiele się od siebie różnią. Na ginekologii plusem może być to, że odwiedziny bliskich osób mogą się odbywać w pokojach. Na patologi ciąży, niestety pacjentka musi wychodzić z pokoju. Czy to problem? To już indywidualna sprawa. Mi to było obojętne i nie miałam problemu, żeby wychodzić i nawet kiedy leżałam na ginekologi, nie lubiłam siedzieć w pokoju kiedy ktoś do mnie przychodził.
Na oddziale poporodowym jest już całkowity zakaz wchodzenia odwiedzających, nawet na korytarz. Mama z dzieckiem może podejść do drzwi i oficjalnie dziecko można pokazywać tylko przez szybę, ale położne przymykają oko i nasi goście mogą wejść chociaż za drzwi.
Większość pokoi na oddziałach ma swoje łazienki, ale jest kilka takich gdzie trzeba wychodzić do wspólnej łazienki na korytarzu. Pokoje i łazienki są na bardzo dobrym poziomie. Ładnie i czysto, wszystko odnowione i po remoncie.

PRZYJĘCIE DO PORODU:
Ja na poród pojechałam z polecenia mojego lekarza. Wiedziałam, że już rodzę i byłam przygotowana na wyjazd z domu, ale zadzwoniłam do lekarza i powiedziałam co się dzieję i on także natychmiast kazał jechać. Sam zadzwonił do kliniki, by powiadomić o moim przybyciu, choć tak naprawdę niewiele to daje. W ferworze przyjmowania pacjentek, nikt nie patrzy od jakiego jest się lekarza.
Po przyjeździe do szpitala, standardowo trzeba się zameldować w izbie przyjęć. W moim przypadku, jak na złość, akurat kiedy przyjechałam, czekałam na przyjęcie godzinę. Tyle było pacjentek do porodu. W izbie jako pierwszy jest przeprowadzany szybki wywiad. Mówimy co się dzieję, z czym przyjechaliśmy. Po wywiadzie bada nas lekarz, potem jest jeszcze rozmowa z nim i dopiero w tym momencie lekarz podejmuje decyzję, czy jesteśmy przyjęte.
Po przyjęciu wracamy do osoby, z którą był wywiad przed badaniem i teraz odbywa się cały proces przyjęcia do szpitala. Jest kolejny wywiad z pytaniami o choroby, badania, itp. Podpisujemy zgodę na proponowane leczenie oraz zgodę na zabiegi higieniczne, np. wlew oczyszczający. Jest mierzone ciśnienie, temperatura ciała i waga. Na koniec zapinana jest bransoletka z nazwiskiem, na nadgarstek i już jesteśmy pacjentem szpitala.
Ja po przyjęciu, ze względu na dużą ilość pacjentek, przed udaniem się na porodówkę, trafiłam na ginekologię. Leżałam niecałą godzinę i podczas tego czasu byłam podłączona pod KTG. M. mógł być ze mną przez cały czas.

PORÓD:
Mój poród miał być porodem rodzinnym, czyli z M. Jednak dopóki nie zwolniło się miejsce na wyznaczonej do tego sali, musiałam czekać na sali gdzie M. nie miał wstępu. Była to sala porodowa z 3 stanowiskami, oddzielonymi ścianą. Niestety, było mi dane słyszeć cierpienie innych kobiet co nie nastrajało pozytywnie. Modliłam się tylko o to, by jak najszybciej trafić na salę do porodów rodzinnych. Zaraz po położeniu się i podłączeniu pod KTG, ponownie jest przeprowadzany krótki wywiad.
W moim przypadku nie odbyło się tak jak planowaliśmy i na tej sali już zostałam. Po dwóch godzinach od położenia się, urodziłam Lilię. Nikt nie spodziewał się, że urodzę tak szybko. Weszłam jako ostatnia, a urodziłam jako pierwsza. Z tego powodu nie dostałam znieczulenia. Kiedy chciałam, położna stwierdziła że jest za wcześnie, a po chwili zaczęłam już rodzić. Była to sala z zakazem wchodzenia osób towarzyszących, ale położne widząc moją rozpacz, zgodziły się, by wpuścić M. Urodziłam po 4 parciach, cały czas leżąc. M. odciął pępowinę, po czym Lili od razu zabrano na badanie, mierzenie, warzenie i ubranie.
Przed porodem miałam w planach, aby od razu prosić o położenie mi dziecka na klatce piersiowej, ale potem w ogóle o tym nie myślałam. Po chwili przerwy musiałam jeszcze urodzić łożysko, co poszło całkiem sprawnie. Nie udało się jednak urodzić całego i był potrzebny zabieg wyłyżeczkowania. Dopiero po tym mnie zszyto i w końcu dostaliśmy Lileczkę. Przez cały ten czas M. był obok mnie. Na porodówce, razem w trójkę zostaliśmy jeszcze 2 godziny. Potem Lilu zabrano na odział noworodków, ja musiałam przenieść się na oddział poporodowy, a M. wrócił do domu.

ODDZIAŁ POPORODOWY:
To miejsce, w którym będziemy z dzieckiem do wypisu. Oczywiście jeśli nie będzie żadnych komplikacji. Na oddziale poporodowym mamy czas, żeby dojść do siebie, odpocząć, przespać się. Póki nie dostaniemy dziecka, to też dobry moment, by wziąć prysznic. Pierwsza kąpiel zawsze jest w asyście położnej, ale jeśli czujemy się na siłach to ona bez problemu poczeka przed łazienką. Ja dałam radę sama się wykąpać, ale i tak cały czas musiałam mówić do położnej, że nic mi nie jest :).
Po 5 godzinach odpoczynku, przyniesiono mi Lileczkę i byłyśmy już razem do końca. W Św. Rodzinie, dzieci cały czas są na sali razem z mamą. W pokojach są duże stanowiska, podzielone na miejsce do kąpieli, przewijania i warzenia. Przewijamy dziecko same, a kąpielą zajmują się położne, na krótko przed poranną wizytą pediatry.
Pobyt na oddziale trwa średnio 3 dni po porodzie drogami natury, 4 dni po porodzie zabiegowym i 4-5 dni po cesarskim cięciu.

ZNIECZULENIE:
znieczulenie zewnątrzoponowe - ze wskazań lekarskich i na życzenie pacjentki, poprzedzone jest badaniem i konsultacją anestezjologiczną (podanie zależne jest od dyspozycyjności anestezjologa i od możliwości podania ze względów medycznych)
- opioidowe leki przeciwbólowe podawane domięśniowo - nie hamują akcji porodowej i są bezpieczne dla dziecka

POTRZEBNE NA PORÓD:
- dowód osobisty
- karta ciąży
- wyniki badań i konsultacje z lekarzami

WAŻNE INFORMACJE:
- w szpitalu chyba nigdy nie odsyłają do domu, jeśli przyjeżdżamy z jakimś problemem to zawsze warto mieć ze sobą torbę z rzeczami, chociażby na jedną dobę
- po porodzie, kobiety same decydują o bieliźnie, nie ma przymusu na majtki siateczkowe, czy zakazu na zwyczajne materiałowe figi
- szpital oferuje koszule do porodu i podkłady poporodowe dla pacjentki oraz ubranka, środki pielęgnujące i pieluszki jednorazowe dla dziecka
- w przypadku problemu z karmieniem jest możliwość podania dziecku glukozy lub mleka modyfikowanego na życzenie
- od poniedziałku do piątku, na oddziale są obecne również studentki, dziewczyny zawsze chętnie służą pomocą i radą
- przed porodem jest możliwość obejrzenia oddziałów

Tak jak w przypadku bielizny po porodzie, tak i w kwestii ubrań, szpital nam nic nie narzuca. Ja nie cierpię koszul, wiec podczas każdego pobytu preferowałam dres lub leginsy z koszulką. Piżamę (bluzkę ze spodniami) zakładałam tylko do spania.
W szpitalu są zapewniane standardowo trzy posiłki dziennie: śniadanie, obiad i kolacja. Wyżywienie zapewnia firma zewnętrzna w formie cateringu. Jedzenie jak jedzenie, szpitalne nigdy nie będzie tym domowym, ale w Świętej Rodzinie nie jest najgorzej. Nie przepadałam za zupami i kawą, czy herbatą, które zawsze były jałowe, ale reszta była jak najbardziej do przyjęcia. Wszystko zawsze podawane w plastikowych, jednorazowych naczyniach. Porcje bardzo duże i ja całości nigdy nie zjadałam.
Na korytarzu, na każdym oddziale zawsze jest do dyspozycji czajnik elektryczny i mikrofalówka.

Szpital posiada certyfikat "Szpital bez bólu" - nadany przez Polskie Towarzystwo Badania Bólu.

BYĆ BLISKO

Lili rośnie, zmienia się z dnia na dzień. Kiedyś bliskość była dla nas codziennością. Miałam na rękach to małe ciałko bez przerwy. Dla mnie to była przyjemność, a dla Lili bezpieczeństwo, zawsze była taka spokojna.
Niestety, czas mija, a dziecko dorasta. Coraz mniej momentów bliskości, teraz najważniejsza jest przecież zabawa.

Lili należy do przytulasków. Był nawet ostatnio o tym wpis: TUTAJ. Nic się nie zmieniło i w momencie niepewności, strachu, wstydu, nadal ukojeniem są ramiona mamy. Takich przytuleń jest dużo, ale trwają krótko. Lili się uspokoi, wyciszy i już jej wystarczy, a mi jest wciąż mało.
Wczoraj zaskoczyła mnie niesamowicie, zasnęła mi na rękach. Kiedy się przytuliła i zamknęła oczka, poczułam, że góry mogę przenosić. Tak mi tego brakowało. Już od bardzo dawna Lili śpi tylko w swoim łóżeczku. Kiedyś był czas, że musiałam ją usypiać, przytulając się do niej. Bardzo to lubiłam i żal mi było kiedy Lila przestała akceptować taki sposób. Przytulanie w ciągu dnia uwielbiam i cieszę się, że Lili sama z siebie przychodzi. Jednak to wczorajsze zaśnięcie było magiczne.
Kiedy wyczułam, że zapadła w mocny sen, przeniosłam ją na łóżko i położyłam się obok. Miałam sporo rzeczy do zrobienia, ale ta chwila była ważniejsza. Nie mogłam jej nie wykorzystać. Nic się nie liczyło, tylko być przy niej. Pokazać jej, że będę obok kiedy się obudzi.

Trzeba pokazywać dzieciom, że jesteśmy dla nich. Nawet kiedy przychodzą w najmniej odpowiednim momencie. Czas pędzi jak szalony i nasze malutkie bobaski, zaraz przestaną nas potrzebować. Naszej bliskości, przytulenia, dotyku. Korzystajmy póki czas. W szczególności kiedy to one same przychodzą. Pokazujmy im, że dla nich jesteśmy zawsze.
To małe, codzienne kroczki do jak najlepszej relacji w przyszłości. Przecież za chwilę będę mieć w domu nastolatkę, a potem dorosłą kobietę.
Niech wie od samego początku, że na rodziców można zawsze liczyć.


CZAS BEZ DZIECKA

Spełniam się w byciu mamą i uwielbiam spędzać czas z Lili. To moje dziecko, więc to oczywiste. Jednak nie chodzi mi tu o samą Lili. Ja po prostu lubię żyć tak jak teraz, czyli zajmować się domem i dzieckiem.
Tak jak lubię taki styl życia, tak samo wielbię czas bez dziecka. W domu, czy poza, potrafię docenić moment kiedy zostaję sama.

Mama to nadal kobieta, ważne, żeby o tym pamiętać. Ja pamiętam i zapominać nie zamierzam. Potrzebuję czasu tylko dla siebie, na swoje przyjemności. Kiedy chce wyjść na wieczór, czy wyjechać na noc lub kilka dni, nie mam z tym najmniejszego problemu. Oczywiście, że tęsknie za Lili i myślę co jakiś czas, co tam może porabiać, ale wiem, że jest bezpieczna z tatą, czy babcią i to mi wystarczy.

Mam wrażenie, że ciągłe przebywanie z dzieckiem, dzień w dzień jest po prostu nie zdrowe. Trzeba od siebie odpocząć, przede wszystkim mama musi oderwać się od tego wszystkiego. Nawet kiedy dobrze czuję się w swojej roli, to warto mieć chwile oderwania.
Dziecku przebywającemu każdy dzień z mamą, dłuższy czas spędzony z dziadkami też wyjdzie na dobre. Cieszę się bardzo, że jestem w takiej sytuacji, że mam z kim zostawić dziecko, a przede wszystkim M. nie widzi problemu, że chce wyjść sama z domu.
Kiedy jestem bez Lilki, poza domem, mam chwilę wytchnienia i odpoczynku. Będąc w domu mogę zająć się tym czym lubię lub po prostu poleżeć i nic nie robić. Każdej mamie, która na co dzień jest z dzieckiem w domu, należy się czas tylko dla niej.

Ja takich chwil dla siebie mam dużo. To pewnie dlatego, że nie potrzebuję wielkiego wyjścia, żeby oderwać się od rzeczywistości. Dla mnie fajnym czasem są chociażby zwykłe zakupy. Chodzenie po sklepach w samotności, tak na spokojnie. Kiedy jadę z Lilą do rodziców, dziadek zabiera ją na spacer, a ja zawsze rozkładam się na kanapie i nadrabiam zaległości w książkach. Nie raz Lili na popołudniowy spacer idzie tylko z M. Lubię kiedy wychodzimy całą rodziną, ale są dni kiedy wolę sama zostać w domu.

Mama przytłoczona obowiązkami i stale zarobiona to przeważnie, mama poddenerwowana, która przez to szybciej się złości.
Tak więc warto odpoczywać. Od domu, dziecka, gotowania, prasowania. Choćby się położyć i nic nie robić, ale mieć ten moment zatrzymania.
Bo szczęśliwa mama, to szczęśliwe dziecko.


PUDEŁKO NA SKARBY

W pudełku na skarby, skarbów już pełno. Codziennie inne, wykładane, wkładane i tak w kółko :).
Pudełko należy tylko do Lili i ona dobrze o tym wie, bo nie bardzo pozwala, by je zabrać. Dobrze, że zdjęcia pozwoliła mi zrobić :).
Pudełeczko zostało ręcznie wykonane przez Lili ciocię i za prezent jeszcze raz bardzo dziękujemy.








20 MIESIĄC Z ŻYCIA LILI

STATYSTYKA:
  Waga - 12,6 kg
  Wzrost - 86 cm
  Rozmiar ubrań - 86 i 92
  Rozmiar pieluch - 5
  Mleko - Bebilon 3
  Porcje mleka - 250 ml / 2 porcje
  Zęby - 16
OSIĄGNIĘCIA:
  Je samodzielnie za pomocą sztućców.
  Rozpoznaję znane miejsca.
  Pomaga w codziennych obowiązkach.

Dotychczas to ja karmiłam Lilę, ale od kilku dni robi mi niespodziankę i sama radzi sobie z widelcem, czy łyżeczką. Sama z siebie nadal woli kiedy ktoś jej daje, jednak zachęcona potrafi już zjeść samodzielnie.

Kiedy wracamy ze spaceru, Lili już od dawna, bez problemu prowadzi do domu. Jednak w ciągu ostatnich tygodni, zaczęła już z daleka rozpoznawać domy dziadków, czy inne miejsca, w których często jesteśmy.

Obowiązki to dla Lili oczywiście zabawa. Mała zawsze chętna do pomocy. Po zmianie pieluszki, brudną wyrzuca do kosza i ile przy tym radości :). Kiedy szykujemy się do posiłku, sama szykuje swoje miseczki na stole. W ciągu dnia jeszcze wiele podobnych sytuacji. Ja uwielbiam te nasze wspólne prace.

Dni bez większych zmian, w stosunku do ostatnich miesięcy. Godzina chodzenia spać jest już stała od bardzo dawna i Lili nawet gdyby chciała to nie wytrzyma dłużej niż do 19.00. Wstaje między 8.00, a 9.30 choć zdarza się jej pospać jeszcze dłużej. Drzemka najczęściej jedna, przed obiadem.

Troszkę zmieniło nam się spacerowanie. Otóż coraz częściej wychodzimy z domu bez wózka. Lili lubi maszerować na własnych nóżkach. Nie zawsze chce iść za rączkę, ale ładnie słucha gdzie idziemy i nigdy nie ucieka. Oczywiście obowiązkowe zatrzymywanie się przy prawie każdym krzaczku.

To już chyba tradycja, że w ostatnich podsumowaniach wspominam o chorobie. Lila jak zwykle znowu była chora. Chwytając się już każdych porad, postanowiłam do codziennej diety, oprócz tranu dołączyć witaminę C i probiotyk Dicoflor, oby pomogło.

Bunt o którym ostatnio wspominałam, w poprzednim miesiącu zdecydowanie osłabł na sile. Wydaję mi się, że zadziałało moje zachowanie, czyli nie ustępowanie Lili. Może zauważyła, że takim zachowaniem i tak nic nie ugra i odpuściła.

LILIA W DWUDZIESTYM MIESIĄCU ŻYCIA


POPRZEDNIE MIESIĄCE
1 / 2 / 3 / 4 / 56 / 7 / 8 / 9 / 10 / 11 / 12
13 / 14 / 15 / 16 / 17 / 18 / 19