WYPADANIE WŁOSÓW PO CIĄŻY
Coś złego zaczęło się dziać z moimi włosami. Z góry muszę uprzedzić, że nigdy nie musiałam na nie narzekać. Mimo, iż w przeszłości katowałam je farbowaniem, suszeniem i codziennym prostowaniem to były wyjątkowo mocne i zdrowe. Dodatkowo nie przechodzę teraz przez żaden stres, itp.
Prawie 4 lata temu, w zakładzie fryzjerskim całkowicie zmyłam farbę z włosów i przez zaprzestanie farbowania, zauważyłam, że włosy stały się jeszcze ładniejsze. Gdzieś z 2 lata temu z kręconych zrobiły się proste (nie mam pojęcia jak to się stało), więc w dużym stopniu odstawiłam też prostownice. Niestety przestały mi rosnąć, nie wiem dlaczego. Rosły do pewnego momentu i po prostu zatrzymały się. W ciąży zaczęłam stosować kurację wcierką Jantar i pomogło. W końcu ruszyły z miejsca.
Byłoby idealnie, do teraz. Od prawie 3 tygodni wychodzą mi garściami (dosłownie). Najgorzej jest podczas mycia, wylatują całymi pękami. Przy czesaniu to już w ogóle jest tragedia. Jeszcze nigdy nie widziałam takiej ilości włosów na szczotce. Wychodzą ogromną ilością z każdym przeciągnięciem, dlatego czeszę je tylko po umyciu. Kiedy wstaję rano, poduszka jest cała we włosach. Miałam już w życiu kilka momentów, że włosów wypadało więcej, ale to co jest teraz to jakaś masakra.
Zaczęłam szukać i czytać jakiś porad. Znalazłam dużo informacji, że to podobno jest to "normalne" 3-4 miesiące po porodzie. Dużo kobiet opisywało taką samą sytuację jaka dotyczyła moich włosów. Podobno trawa to krótki czas i mija z dnia na dzień. Nie wiem co miały na myśli pisząc krótki czas.
Tak więc pytanie do Was. Miałyście coś takiego? Jest faktycznie możliwe, że to wpływ ciąży?
Od 2 tygodni biorę Skrzypovitę. W drogerii kupiłam ampułki z Mariona - "14-dniowa kuracja wzmacniająca". Dziś pojadę do drogerii, po inny szampon i odżywkę. W tygodniu przejdę się jeszcze do apteki i zapytam o coś co mogłoby pomóc.
Jeśli przez najbliższe 3 tygodnie nie będzie jakieś poprawy to ze smutkiem zetnę włosy co najmniej do ramion.