PALMIARNIA POZNAŃSKA

Ci z Was, którzy śledzą nas na Facebooku (TUTAJ) wiedzą, że na ostatni dzień majówki postanowiliśmy odwiedzić ZOO w Poznaniu. Tak się cieszyłam i wyobrażałam jak Lili będzie reagować na zwierzaki. Niestety pogoda pokrzyżowała nasze plany. Od rano było pięknie, ale z godziny na godzinę robiło się coraz chłodniej i pochmurniej. Dlatego pierwszy wypad do ZOO został odwołany. Ja jednak byłam już nastawiona na dzień poza domem i nie odpuściłam wycieczki. Padło na Palmiarnię Poznańską.

Oczywiście to nie, to co ZOO, ale nie było źle. Najważniejsze, że Lili się podobało. Była pod ogromnym wrażeniem :). Jak tylko zobaczyła zwisające rośliny, zaczęło się. Śmiech, piski i krzyk :). Wyciągała rączki, chciała złapać każdy listek.
Cieszę się, że tam pojechaliśmy, ale zdecydowanie nie warto tam jechać w takie dni jak majówka. Ludzi było mnóstwo. Już na początku sporo czasu spędziliśmy w kolejce. Nie dało się wszystkiego obejrzeć na spokojnie, bo przy każdym dłuższym zatrzymaniu robiła się za nami kolejka. Zrobienie zdjęcia bez przypadkowych osób w tle to już w ogóle sukces. No i jazda wózkiem, w tak zatłoczonym miejscu to nie lada wyzwanie.
Pojedziemy tam jeszcze na pewno, ale w środku tygodnia.





PLAN DNIA MAMY I CÓRKI

Dziś nasz plan dnia. Plan dnia mamy i córki.
Mam to szczęście, że stały schemat tego co robimy z Lili jest u nas prawie od samego początku. Nie ma co ukrywać, że taka monotonia to same plusy. Dzięki temu praktycznie wszystko mogę zaplanować. Umawiać się na przód, na konkretną godzinę, czyli tak jak lubię.
Jaki jest nasz dzień, czyli wszystkie nasze dni :)?

NASZ PLAN DNIA

POBUDKA
07.30
Od zawsze to Lili budzi mnie. Chyba jeszcze, ani razu nie obudziłam się pierwsza :). Na początku delikatnie pojękiwała, później doszły poranne rozmowy z pluszakami, a dziś budzi mnie śmiechem :). Lubię takie poranki, lubię tak wstawać.
Ja wstaję, a Lili zostaje w swoim łóżeczku. Robię mleko, a Lili czekając na mnie bez problemu wytrzyma 10, czy 15 minut. Ja nie muszę się spieszyć i wykorzystuję to, bo lubię się rano porządnie rozbudzić. Inaczej kiedy Lili pije mi opadają powieki.

ŚNIADANIE
07.45
Biorę Lili do do siebie do łóżka. Picie mleczka to też czas porannych przytulasków :).

ZABAWA
08.00
Po wypiciu przez Gumbasa śniadaniowego mleczka, każda z nas ma czas dla siebie. Lili poświęca go w całości na zabawę i od niedawna denerwowanie Whiskasa :). Kiedy jeszcze należała do "niemowlaków leżących" zostawiałam ją w łóżeczku z zabawkami i świetnie się sobą zajmowała. Od niedawna bawi się, ale już na podłodze. Idzie i robi co chce :).
Ja w tym czasie ogarniam trochę dom. Myję i przygotowuję butelkę na następne karmienie. Czasami włączę na chwilę komputer. Zawsze coś tam wymyślę do zrobienia. Kiedy skończę dołączam do zabawy z córką.

I DRZEMKA
09.30
Mniej-więcej o tym czasie Lilu robi się senna. Zaczyna pocierać oczka, łapki robią się coraz cieplejsze. To znak dla mamy, że pora na spanie. Lili nie zaśnie sama, ale też ja nie muszę się mocno starać, by zamknęła oczka. Kładziemy się razem na łóżku w sypialni. Mocno ją przytulam daję do wypicia trochę wody. Pośpiewam do uszka, pomasuję brzuszek. Mija 3 do 5 minut i śpi.
Ze mną w tym czasie jest różnie :). Najczęściej robię drzemkę razem z Lili i w sumie kotem, który rano wiernie nam towarzyszy. Jeśli jednak mam dużo do zrobienia (czyt. pranie, większe sprzątanie, prasowanie) to zostawiam moje dzieci same i uciekam pracować :).

POBUDKA
11.00
To pora kiedy Lili się budzi. I znowu zostawiam ją, by się zabawiła czymś, a ja uciekam zrobić kaszkę.

II ŚNIADANIE
11.15
Kaszkę na drugie śniadanko podaję Lili łyżeczką. Zazwyczaj jedzenie zajmuje jej 15 minut, oczywiście w między czasie obowiązkowe wygłupy.
Kiedy Lili zje trzeba nakarmić kota :). On za każdym razem sam daje znać, że ma pustą miskę.

RÓŻNOŚCI
11.30
Można powiedzieć, że o tej godzinie tak naprawdę zaczynamy dzień. Obie dopiero zrzucamy piżamki. Lili zostawiona na podłodze, zajmuję się sobą. Bawi się w pokoju dziennym, odkrywa możliwości zabawy w garderobie, śledzi mamę i wiele innych poważnych zajęć niemowlaka :).
Mama w tym czasie ma swój czas. Wchodzi w to zadbanie o siebie, czyli jakiś lekki makijaż, ogarnięcie włosów, obowiązkowo kawa. Później czas spędzamy razem.

II DRZEMKA
13.30
Córka daje te same znaki jak przed pierwszą drzemką :). Usypianie także wygląda identycznie.
Kiedy Lili śpi już na całego, ja mam ponownie czas tylko dla siebie. Na początku robię trochę w domu. Wstawiam lub rozwieszam pranie, czy jakieś drobne porządki. Kiedy skończę ze wszystkim siadam wygodnie z laptopem na kolanach :). Czytam blogi, piszę posty, czyli pełen relaks.

POBUDKA
15.00
Kiedyś budziłam Lilkę, żeby przez długie spanie nie jadła za późno, ale  dziś pozwalam jej spać ile chce. Myślę, że tak jest lepiej. Tym bardziej, że coraz częściej to już jej ostatnia drzemka.

OBIAD
15.15
Po długim rozciąganiu i przytulaniu idziemy razem do kuchni na obiad. Jemy razem, oczywiście każda swoje. Najpierw podaję łyżeczkę Gumbasowi, potem ja i tak na zmianę :).

SPACER / RÓŻNOŚCI / III DRZEMKA
15.45
Po obiadku ogarniamy się i szykujemy do wyjścia. Na spacer od dłuższego czasu wychodzimy zawsze po obiedzie. Ta pora najbardziej mi odpowiada, a Lili to chyba obojętne :). Ja w domu mam wszystko zrobione i nie muszę się z niczym spieszyć. Spacerujemy na pełnym luzie. Jeśli pogoda nie pozwala nam wyjść z domu spędzamy ten czas na zabawie, czytaniu. Coś fajnego zawsze wymyślimy.
W tym czasie (choć już coraz rzadziej) jest też czas na ostatnią drzemkę. Jeśli jesteśmy na spacerku to Lili śpi we wózku, a jak zostajemy w domu to usypiam ją jak zwykle.

PODWIECZOREK / RÓŻNOŚCI
17.00
Po godzinnym zwiedzaniu wracamy do domku, a tam czeka już na nas tata :). Od tego momentu Lili nie odstępuje go na krok. Tata zajmuję się córką, a mama przygotowuję jakieś pyszności do zjedzenia.
Deser to ulubione danie Lili. Zjada wszystko i zawsze domaga się więcej.

ZABAWA
17.30
Po jedzonku znowu jest czas na przyjemności. Ten czas spędzamy całą rodzinką.
Ja często wykorzystuję czas kiedy M. jest już w domu i jadę na zakupy lub posprzątam odkurzaczem.

ZAKOŃCZENIE DNIA / PRZYGOTOWANIA DO SNU
19.15
Od niedawna zaczęłam z Lili sprzątać całodniowy bałagan :). Przedtem robiłam to sama kiedy ona już spała lub M. dawał jej mleczko, ale ostatnio robimy to razem. Ja mam małego pomocnika, a dla samej Lili to kolejna okazja do zabawy.

KĄPIEL
19.30
Kąpielą zajmuję się ja. W sumie to nie muszę za dużo robić. Lilka pod prysznicem jest sama, ale dopiero od kiedy mamy wanienkę z Ikei (do obejrzenia: TUTAJ). Wanienka rozmiarem idealnie pasuje, by postawić ją do naszego brodzika pod prysznicem. Lili bardzo stabilnie w niej siedzi. Wrzucam jej do wody zabawki, zamykam drzwi i daję się zabawić z 10 minut. Potem ją umyję i po kąpieli. Oczywiście kiedy Lili się bawi cały czas jestem z nią w łazience.

KOLACJA / ZASYPIANIE
20.00
Wykąpaną Lilkę przejmuję tata. Daje jej mleczko i to jest ich czas.
Lili jest karmiona na leżąco w naszym łóżku. Po wypiciu od razu jest przekładana do swojego łóżeczka. Chwilę się pokręci i zasypia. Zdarzają się też dni kiedy śpi już pod koniec picia mleczka, albo zupełnie odwrotnie po przełożeniu do swojego wyrka bawi się jeszcze z 30 minut.

Od tej chwili mamy z M. swój czas. Lubię ten czas, bardzo.
Tak właśnie wygląda większość naszych dni. Oczywiście nie jest to super dokładny plan dnia, bo w między czasie robimy jeszcze wiele rzeczy, ale nie będę Was zanudzać tym kiedy w ciągu dnia myję włosy, czy układam w szufladzie czyste skarpetki :).

DODATKOWO:
- jeśli wyjeżdżam z Lili na cały dzień (co zdarza się dosyć często) plan dnia sporo się zmienia, ale Lili dobrze przyjmuje takie zmiany
- dużo zmienia się także w weekendy kiedy M. jest w domu, wtedy to on więcej czasu spędza z Lili, jeśli natomiast wyjeżdża to nie zmienia się nic
- normalnie M. pracuje do 14.00 i w domu jest tak o 14.40, jednak czasem się zdarza, że przez jakiś czas musi jeździć na 10 godzin, czyli tak jak teraz (kiedy pracuje krócej to po obiedzie idzie razem z nami na spacer)
- spostrzegawczy mogą zauważyć, że nie napisałam nic o robieniu obiadu, po prostu go nie robię (sporadycznie się zdarzy), mieszkamy w domu jednorodzinnym z prababcią Lili i to ona zajmuję się przygotowaniem obiadu

BYĆ DOBRĄ MAMĄ

Od jakiegoś czasu, często nachodzą mnie myśli, jak będzie za kilka lat wyglądać moja relacja z córką. Bardzo chciałabym, żeby Lili wiedziała, że jest dla mnie najważniejsza i, że tak mocno ją kocham. Mówię jej to, od samego początku, choć teraz i tak nic z tego nie rozumie.

Często oglądam program "Surowi rodzice". Jestem przerażona zachowaniem tych dzieciaków. Nawet jeśli jakaś część jest reżyserowana, czy specjalnie podkolorowana, żeby zdobywać oglądalność to nie zmienia to faktu, że takie rzeczy dzieją się naprawdę. Od prawdziwych relacji, jakie powinny być między rodzicami, a dzieckiem dzieli ich daleka droga.
Za każdym razem mam w głowie pełno myśli i pytań. Jaki trzeba popełnić błąd w wychowaniu, żeby malutki kochany bobas wyrósł na takiego nastolatka? Mówi się, że czasami to szkoła i inne dzieciaki, tak zmieniają. Nie wiem, nie mam pojęcia. Najgorsze jest to, że często rodzice nie pozostają dłużni takiemu dziecku. W odpowiedzi na jakieś chamskie odzywki, reagują w ten sam sposób.
Nie wiem co musiałoby się wydarzyć, żebym podniosła głos na Lilkę, a uderzenie jej to już w ogóle. Całkowicie sprzeciwiam się, żeby bić dzieci, bić kogokolwiek. Od przemocy skuteczniejsza jest rozmowa, rozmowa i tłumaczenie. Jeśli Lilia zrobi coś złego, od razu z nią usiądę i będę rozmawiać.

Chciałabym, żeby w przyszłości Lilia była dobrym człowiekiem. Pomogła, jeśli ktoś tej pomocy, by od niej potrzebował. Miała dystans do wszystkiego, bo ja za dużo się czasami przejmuję i nie wychodzi mi to na dobre. Nie musi być wzorowym uczniem, za czwórkę ją pochwalę, a jak przyjdzie z dwóją to pomogę się uczyć. Planów mam dużo, ale zobaczymy jak to wszystko wyjdzie.
Sama o sobie bez zastanowienia mogę powiedzieć, że jestem dobrą mamą. Tak, jestem dobrą mamą. Staram się jak mogę i jestem pozytywnie nastawiona, choć obawy nachodzą mnie nie raz.


PROJEKT SAMO_SIĘ II - ETAP I

W końcu jest. Zaczynamy II edycję projektu SAMO_SIĘ.
Więcej o projekcie, na blogu (do obejrzenia: TUTAJ).
Etap pierwszy, czyli: MOKRA ROBOTA.

Na rozpoczęcie projektu, super temat podała zwyciężczyni całej poprzedniej edycji, czyli HUMA (autorka bloga: HUMAHUPPA MAJSTRUJE).
Nie mieliśmy wątpliwości co wymyślić. Mokra robota, czyli ma być mokro i ma być robota. Tym razem nie ma zabawy. Pracujemy z Lili. Jednocześnie łącząc praktyczne z pożytecznym.
Co robiła mama z córką? Umyłyśmy Lilkowe zabawki.
Zawsze robiłam to sama. Brałam po kilka sztuk i płukałam pod bieżącą wodą. Korzystając z tematu pierwszego etapu projektu postanowiłam, że zrobimy to razem. Żałuję, że wcześniej na to nie wpadłam. Było dużo śmiechu. Połączyliśmy pracę z super zabawą.

PRZYGOTOWANIA

Cała akcja musiała odbyć się w łazience. Z taką ilością wody, zabawa mogła odbyć się tylko tam. Aby Lili mogła brać czynny udział, zamiast brodzika wybrałam jej wanienkę do kąpieli. Lila czekała na miejscu i pilnowała, a ja chodziłam po całym domu i zbierałam wszystko co nadawało się do umycia. Mając pełne ręce przychodziłam i wrzucałam do wanienki, z której Lili nie wiadomo dlaczego co niektóre wyrzucała. Może uznała, że te jednak jeszcze nie muszą brać kąpieli :).




ZABIERAMY SIĘ DO PRACY

ruch poszła woda. Czyli najważniejsze. Lila była przeszczęśliwa. Chyba dopiero w tym momencie zdała sobie sprawę, że będzie naprawdę fajnie :). Myłam ja, a Lili przekładała do pudełka.







TROCHĘ ZABAWY

No dobrze. Po umyciu wszystkich zabawek był czas na chwilę wariactwa :).




SUSZENIE

Mokre zabawki zostawiłyśmy na całą noc w łazience.



SPRZĄTANIE

Wszystko umyte i odłożone. Woda wylana, więc mama zabiera się za sprzątanie, a Lili sama postanowiła doprowadzić się do porządku.


BONUS

Taki mały bonus gdyby ktoś miał wątpliwości, czy na pewno było mokro :). Zdjęcia i tak nie oddają tego co się działo. Łazienka była dosłownie zalana :).



WSZYSTKIE ETAPY W JEDNYM MIEJSCU: PROJEKT SAMO_SIĘ.

MAMA 9 MIESIĘCY BEZ BRZUSZKA

9 miesięcy minęło nawet nie wiem kiedy. Zleciało zdecydowanie szybciej niż czas ciąży.
Przez ostatnie trzy, a nawet cztery miesiące często zastanawiałam się, a przede wszystkim przypadkiem dostrzegałam zmiany jakie pojawiły się u mnie po ciąży i porodzie. Skoro minęło już tyle czasu to chyba zostaną ze mną na dłużej.
Tak dla przypomnienia, już kiedyś był podobny post (do obejrzenia: TUTAJ) o tym jak to wygląda z mojej perspektywy z tym, że po 3 miesiącach. Na dzień dzisiejszy prezentuję się to tak.

BEZBOLESNY OKRES
Ile to ja się naczytałam, że właśnie poród ma pomóc kobietą, które borykają się z bolesnymi miesiączkami. I co? Jak najbardziej potwierdzam, że to prawda. Kiedy pierwszy raz po urodzeniu Lili, dostałam okres, od razu przygotowałam tabletki, tak w razie co. Ku wielkiemu zdziwieniu, okazały się nie potrzebne. I tak jest cały czas. Dla mnie to ogromna ulga, bo przedtem pierwsze dwa dni były dla mnie całkowicie wycięte z życia. Już nie mówię o samym bólu, który w końcu szło stłumić lekami, ale ogólnie miałam złe samopoczucie, byłam ciągle poddenerwowana. Teraz nie dolega mi kompletnie nic. Tak więc apel do przyszłych mam, które mają takie problemy jakie ja miałam. Jestem przykładem na to, że poród (ciąża) rzeczywiście pomaga.

BIUST
Nigdy nie miałam dużych piersi. W ciąży staniki musiałam zmienić na 2 rozmiary większe. Teraz mam o jeden rozmiar mniejsze niż przed ciążą. Karmiłam krótko, a zawsze mi się wydawało, że właśnie długie karmienie piersią ma na to wpływ.

WAGA
Do wagi sprzed ciąży wróciłam bardzo szybko i od razu zaznaczam, że specjalnie się nad tym nie starałam. Jadałam i jem normalnie. Żadnej diety, po prostu samo się stało. Może wpływ mają geny. Moja mama też bardzo szybko chudła po każdym porodzie. Teraz ważę między 48 kg, a 50 kg.

WRAŻLIWSZA SKÓRA
Ten problem zaczął mi towarzyszyć od samych początków ciąży i niestety utrzymał się do dziś. Skoro minęło już 9 miesięcy od porodu, a grubo ponad rok od zajścia w ciążę to przestaję liczyć, że coś się zmieni. Kiedyś balsamu do ciała używałam, bo lubiłam teraz używam, bo muszę. Inaczej skóra piecze i jest wysuszona. Do tego również od czasów ciąży, mam problem z pojawiającymi się siniakami. Wystarczy, że lekko się uderzę, czy nawet mocniej otrę i od razu robi się fioletowa plama, która utrzymuję się zdecydowanie dłużej niż kiedyś.

PROBLEMY Z CERĄ
Z tym mam nie lada kłopot. Na cerę nigdy nie narzekałam. Podkład na mojej twarzy to była rzadkość, bo szczerze uważam, że był mi on nie potrzebny. Oczywiście nie mówię, że miałam twarz nieskazitelną, ale nie borykałam się z problemem wyprysków, czy jakiś przebarwień. Jednak gdy coś już trzeba było zatuszować, wystarczyło użyć punktowo korektora. Teraz jest gorzej. Nie cały czas, ale są dni kiedy wyglądam gorzej niż nastolatka. Tak samo jak na całym ciele i na twarzy skóra zrobiła się o wiele wrażliwsza. Zmieniłam większość kosmetyków. Teraz prawie wszystkie mam do skóry wrażliwej i skłonnej do alergii, a i te nie zawsze się sprawdzają. Jak tak dalej pójdzie, wymienię je na typowo apteczne.

MDŁOŚCI W AUCIE
To najdziwniejsze co mnie spotkało. Konkretnie chodzi o podróżowanie na tylnej kanapie. Nigdy nie miałam choroby lokomocyjnej. Autem mogłam jechać bez problemu, z przodu jak i z tyłu. Po porodzie, jazda z tyłu kategorycznie odpada. Jeszcze z 5 miesięcy temu, niedobrze robiło mi się dopiero gdzieś po 15 minutach jazdy, a teraz już automatycznie po kilku przejechanych metrach. Kiedy sama prowadzę to jest wszystko dobrze. W naszym aucie nie ma możliwości wyłączenia poduszek powietrznych z przodu, tak więc nawet jak jeżdżę sama z Lili, ona i tak siedzi w foteliku z tyłu. Zawsze jest spokojna i nic się nie dzieję więc, ani razu nie musiałam się zatrzymywać. Dlatego właśnie kiedy jedziemy gdzieś razem z M. i on prowadzi to siedzę też z przodu. Gdyby to nie dotyczyło mnie samej to szczerze, ciężko byłoby mi w to uwierzyć. Nie mam pojęcia jak ciąża mogła na to wpłynąć i dlaczego mam mdłości tylko siedząc z tyłu. Na szczęście pomagają mi tabletki dostępne w aptekach, ale trzeba je brać około 2 godzin przed jazdą. Gdyby ktoś z Was słyszał już coś podobnego lub coś wiedział to będę ogromnie wdzięczna za informację.

Patrząc z perspektywy dzisiejszego dnia, zdaję sobie sprawę przez co przeszedł mój organizm, by na świecie pojawiła się Lili. Aż trudno uwierzyć, że moje ciało, tak samo jak i ciało każdej innej kobiety potrafi stworzyć taki cud. Jak widać, zachodzą też zmiany, które zostają z nami już na dłużej.



MAMA I CÓRKA ZWIEDZAJĄ, CZYLI WYPAD NAD ZALEW

Piękna pogoda wczoraj była. Nic tylko uszykować się i iść na spacer i to długi. Hasło padło, no to idziemy. Ale gdzie? Wszystkie ulice, uliczki w pobliżu i dalej już dawno obejrzane. Przechodzone wzdłuż i wszerz i to nie raz i nie dwa.
Zastanawiam się gdzie możemy się wybrać. U moich rodziców jesteśmy ostatnio dość często, pobliskie lasy już zwiedzone. Mama myśli, myśli i ma, wypad nad zalew.






Niby nic, ale zawsze to coś innego, jakaś odskocznia od codziennych wyjść. Lilce się podobało. Jestem pewna, widziałam to w tych małych, ciekawskich nowego miejsca oczkach :).
Niestety dosyć mocno wiało, wiec spacer był króciutki. Potem chwila na ławeczce i pojechałyśmy jeszcze do lasu już na dłuższą przechadzkę.







Uwielbiam te nasze wspólne wypady :). Te małe i te duże.
Coś czuję, że teraz kiedy robi się coraz cieplej, zaczniemy z Lilką częściej robić sobie takie wycieczki. Mam już w myślach kilka fajnych i pięknych miejsc, które możemy odwiedzić, a i przy okazji Wam później pokazać :).

SZCZĘŚLIWE MACIERZYŃSTWO

Szczęśliwe i to bardzo. Właśnie tak najkrócej mogę opisać moją przygodę z byciem mamą. Jest słodko, cudownie, idealnie.
Nie piszę tego posta, żeby się chwalić, bo nie o to tu chodzi. Chce tylko pokazać, że jak najbardziej zdarza się, że wszystko idealnie się układa. Ciąża, poród i wychowanie.
Może trafią na ten teks kobiety, które się wahają, a dodatkowo cały czas słyszą same negatywy na temat rodzicielstwa. Ja niestety często tak miałam. Przez to, mimo ogromnego szczęścia na wieść o ciąży, gdzieś w podświadomości strasznie się bałam. W głowie miałam tylko złą wizje tego wszystkiego. Jak widać, wszystkie obawy były niepotrzebne.

CIĄŻA
Przed zajściem w ciążę jak i na samym początku nasłuchałam się i naczytałam o wymiotach, bólach pleców i nóg, itp. Ominęło mnie prawie wszystko. Były kilka tygodni z mdłościami, ale bez wymiotów, a jadłam naprawdę wszystko. Czasem było ciężko, wiadomo, ale w żadnym wypadku, moje życie nie było jakoś wielce utrudnione. Był też gorszy czas, kiedy Lilce zaczęło się spieszyć na świat i leżałam od 30 tygodnia ciąży, ale fizycznie cały czas czułam się fantastycznie. Tylko ze względu na bezpieczeństwo Lili, zgadzałam się, by M. mył i suszył mi włosy, nosił pranie, zakupy i ogólnie robił wszystko. Ja miałam tylko leżeć i pachnieć. Był też szpital i to nie raz, ale nawet wtedy ze wszystkim dawałam radę.

PORÓD
Która z kobiet w ciąży nie oglądała, czy ogląda programów dokumentalnych o porodzie. Pewnie każda :). I co tam się dzieję, masakra. Porody po kilkanaście godzin z problemami i w ogóle. Co gorsze, ile razy słyszałam, że często faktycznie tak jest. W połowie ciąży przestałam oglądać, bo za bardzo zaczęłam się nakręcać, ale i tak już do końca obsesyjnie myślałam o tym dniu. Bałam się jakiś komplikacji, czy tego, że po prostu nie dam rady. Oczywiście nie myślcie, że napiszę, że było kolorowo. Co to, to nie. Było ciężko, bolało strasznie (chyba nigdy nie zapomnę tego bólu), krzyczałam choć nie chciałam. Jednak co najważniejsze, było krótko. Cały poród odnotowano mi jako 4 godziny, a w tym tylko 4 parcia. Kiedy było już po wszystkim, byłam pewna, że przeszłam przez największe piekło na ziemi, ale słysząc potem opowieści innych kobiet dziękowałam, że było tak, a nie inaczej.

PO PORODZIE
Tego stanu bałam się równie mocno jak samego porodu. Na szczęście tym razem również okazało się, że rzeczywistość była dla mnie bardzo łaskawa. Podobno miało być tak ciężko. Wszystko miało strasznie boleć, a brzuch miał wyglądać dalej jak w ciąży. Nic z tego. 2 godziny po wszystkim, o własnych siłach poszłam do sali poporodowej. Po następnych 2 godzinach, wzięłam prysznic, a później już na cały etat opiekowałam się Lilią. Brzuch zniknął mi od razu. Przez kilka dni bolało wszystko, ale tabletki pomagały, więc szło wytrzymać. Przyznam, że miałam kryzys, w drugiej dobie. Ogólne zmęczenie, zakaz wchodzenia partnerów do sali i decyzja o przedłużonym o 5 dni pobycie w szpitalu zrobiły swoje. Nie wyrobiłam stresowo i płakałam cały dzień. Miałam dosyć wszystkiego i wszystkich. Na szczęście po przespaniu się, rano obudziłam się już jak nowo narodzona ze zdwojoną siłą do działania.

LILIA
O moim Gumbasku będzie tu oczywiście najwięcej :). Jak to dziecko miało zmienić wszystko, na zawsze. Pewnie, że zmieniło, ale nie wszystko i nie na zawsze. Lili jest wyjątkowym dzieckiem. Nie ma zamiaru ukrywać, że bez problemu sama się sobą zajmie, wiec jeśli mam coś pilnego do zrobienia, zrobię to.  Nie płacze i bez powodu nie wymusza. Pięknie śpi. Właśnie ze spaniem straszono mnie najwięcej. Miałam się wysypiać w ciąży, bo potem nie będzie kiedy. Nie w naszym przypadku. Do dnia dzisiejszego Lili miała tylko jedną noc kiedy się przebudziła. Tak więc jestem mamą w 100% wyspaną. Pamiętam jak będąc w ciąży planowałam, że jak M. przez moje wstawanie w nocy nie będzie się mógł wysypiać do pracy to przeniesie się ze spaniem do pokoju dziennego. Tak więc plan awaryjny był. Na szczęście nie trzeba było go wcielać w życie. Skoki rozwojowe też przechodzimy łagodnie. W zasadzie to dał znać o sobie póki co tylko jeden. Ząbkowanie również bezobjawowo, a wszystkie 4 zębiska były dla nas niespodzianką. W jedzeniu również pozytywnie. Lila pochłania wszystko co jej podam, aż miło patrzeć jak otwiera usteczka. Kilka razy zdarzyło się, że miałam gorsze dni i kiepsko się czułam. Bez problemu mogłam się wtedy położyć, bo Lilka leżała ze mną. Bawiła się i nic nie grymasiła. Oczywiście Lila to mała kobietka, więc nie zawsze jest tak kolorowo i zdarzają się gorsze dni. Przecież każdy może nie mieć humoru, ale jakoś sobie z tym zawsze radzimy. Choć nie ukrywam, że były kilka razy momenty, że po dłuższym płakaniu, buczeniu z niewiadomego powodu, miałam ochotę wyskoczyć przez okno.

MAMA
Jak szczęśliwe i kochane dziecko to i mama zadowolona, a także w pełni sił. Naprawdę nie narzekam. Póki co ze wszystkim daję radę. Wszystko idzie zorganizować i zaplanować. Przedtem często nachodziły mnie myśli, że po prostu nie podołam, ale z momentem narodzin dziecka, kobieta dostaje jakieś magicznej siły.


Pisząc tego posta, zdaję sobie sprawę z tego jak mamy dobrze. Dzięki temu, że teraz wszystko tak cudownie się układa, coraz częściej przechodzi mi przez głowę wizja drugiego dziecka, nawet teraz.

PIERWSZY ŚNIEG

Przez ostatnie dni, jak dziecko czekałam na pierwszy śnieg. Przecież to pierwszy śnieg mojej córki :).
Niestety przywiał nam go silny wiatr i oglądaliśmy go tylko przez okno. Jednak nic straconego i dwa dni później wyruszyliśmy na zimowy spacer.




CHRZEST ŚWIĘTY LILII

W końcu udało nam się wszystko załatwić i zorganizować. 29 grudnia 2013 roku, Lilia została ochrzczona.
M. nie mamy ślubu i głównie z tego powodu uroczystość odbyła się tak późno. Tym bardziej cieszę się, że mamy to już za sobą.
Mi ochrzczenie Lileczki było obojętne, ale nie ukrywam, że wzruszyłam się podczas ceremonii. A jak Lili? Całą mszę przespała. Obudziła się dopiero przy wyciąganiu z wózka. Obawiałam się, że może trochę popłakać, ale było wręcz przeciwnie. Lili cały czas śmiała się do księdza.



PROJEKT SAMO_SIĘ - ETAP I

Więcej o projekcie, na blogu (do obejrzenia: TUTAJ).
Etap pierwszy, czyli: ZABAWA Z MAMĄ I TATĄ.

Na przetarcie szlaków poszedł bardzo fajny temat, bo zabawy z mamą i z tatą to podstawa. Tak więc nie przedłużając nie potrzebnie, zapraszam do obejrzenia zdjęć z kilku naszych harców całą rodzinką.
Lilią bawimy się bardzo często. Szukam różnych sposobów na to, by uśmiech nie schodził jej z buźki. Dziś pokażę Wam zabawy najbardziej sprawdzone i najczęściej u nas praktykowane.

PODNOSZENIE PRZEZ TATĘ

Ta forma zabawy sprawdza się zawsze. Nawet kiedy Lili jest markotna wystarczy, że tata podniesie i Lilu od razu się śmieję. Tak więc Lila fruwa po domku całymi dniami. Lilka w górze znaczy uśmiechnięta Lilka :).


MASOWANIE MAŁEGO CIAŁKA

Tu najlepiej spisuję się mama. Lilia uwielbia być masowana, tak więc robimy to często w ciągu dnia, a wieczorami po kąpieli to już obowiązek. Sposobów na masowanie mam naprawdę sporo. Niektóre wymyślam sama, a inne znalazłam w Internecie. Najczęściej masuję brzuszek, nóżki i rączki okrężnymi ruchami.


ZABAWA Z KOTECZKIEM

Oczywiście nie mogło tu zabraknąć Whiskasa :). Od kilku tygodni, Lilia uśmiecha się za każdym razem kiedy go widzi. Kiedy ją do niego przystawiam od razu wyciąga rączki, by go chwycić.


Podoba Wam się nasz sposób spędzania czasu z dzieckiem?

WSZYSTKIE ETAPY W JEDNYM MIEJSCU: PROJEKT SAMO_SIĘ.

VR BABIES - CHUSTA KÓŁKOWA

Dużo z Was pyta mnie o chustę. Tak więc, post specjalnie na życzenie. Mam nadzieję, że każdy z Was, znajdzie tu odpowiedź na swoje pytanie, a jeśli nie to dalej śmiało piszcie, a ja zawsze chętnie pomogę.

Opinia jest o moich odczuciach i tym jak mi osobiście użytkuję się tą właśnie chustę. Niestety jest to jedyna z jaką mam do czynienia i nie mogę jej porównać do innej.
Zakup chusty był dla mnie oczywisty już od samego początku. Głównie dla większej możliwości bycia blisko z dzieckiem jak i wygody w niektórych sytuacjach.
O tym jaką wybrać, miałam naprawdę co się zastanawiać. Ich rodzai i materiałów z jakich są wykonane jest naprawdę sporo. Niestety tak jak i opinii na ich temat. Jedni polecają taką, a inni całkowicie ją odradzają i komu tu wierzyć? Najlepiej samemu się przekonać, ale na którąś trzeba się zdecydować. U mnie problem rozwiązał się sam gdy państwo, od których kupowaliśmy wózek, zaproponowali odsprzedanie swojej po kosztach.
Tak więc w tani sposób, stałam się posiadaczką chusty elastycznej.

VR BABIES
CHUSTA ELASTYCZNA
Cena: 79,00 zł





OPIS PRODUCENTA:
Jest to chusta elastyczna kółkowa, wykonana ze 100% bawełny. Wiązanie kółkowe w bardzo łatwy i szybki sposób umożliwia włożenie i wyjęcie niemowlęcia z chusty.

MOJA OPINIA:
Na początek może o tym kiedy najczęściej przydaję mi się chusta:
- wypad do lasu lub w inny trudny teren gdzie wózkiem byłoby ciężko
- kiedy Lila jest zmęczona i nie może zasnąć (wkładam ją do chusty i przytulona do mnie zasypia bardzo szybko)
- drobne prace w domu
Przy tej chuście na pewno potwierdzam to, że dzięki kółkowemu zapinaniu jest bardzo łatwa i przede wszystkim szybka w obsłudze. Nawet pierwsze wiązanie nie było kłopotem.
Strona, z której korzystałam: SZKOŁA CHUSTONOSZENIA. Fajnym pomysłem jest też kieszonka. Raz miałam na sobie sukienkę bez kieszeni i ta w chuście sprawdziła się idealnie, choćby do telefonu.
Teraz trochę o tym co mi się nie spodobało. Niestety ogromnym minusem dla mnie jest niewygoda, która występuję po pewnym czasie noszenia. Ja wytrzymuję gdzieś 30 minut, potem zaczyna doskwierać ból pleców. Najprawdopodobniej jest to wina tego, że chusta przechodzi przez plecy na skos. Zastanawiam się nad kupnem takiej, którą będę wiązać dłużej, przez brak kółek, ale za to materiał na plecach będzie przechodził krzyżowo, dzięki czemu ciężar dziecka rozłoży się równomiernie i moje plecy nie powinny już boleć. Pod względem praktycznym, nie podoba mi się też sam materiał. Wydaję się być bardzo cienki i niezbyt wytrzymały. Za to kolorystycznie idealnie w moim stylu. Trzeba też uważać przy wkładaniu dziecka do chusty. Konkretnie chodzi o to, by upewnić się, że dzidziuś jest bezpieczny, czyli jak najwięcej materiału wsunąć pod pupkę. Zdarza się, że podczas noszenia trzeba to poprawiać.
Jeśli chodzi o najważniejszego użytkownika to śmiało mogę napisać, że Lilka bardzo dobrze czuję się w chuście, ale jeśli nie uda jej się zasnąć to gdzieś po 30-45 minutach ma dosyć (podejrzewam, że po prostu robi się ścierpnięta). Póki co noszę ją tylko w jednej pozycji, czyli przodem do mnie, na biodrze w siadzie "żabki". Jeśli zaśnie to bardzo łatwo idzie ją odłożyć do łóżeczka, właśnie dzięki temu wiązaniu kółkowemu (luzujemy materiał, wyciągamy z kółka i dziecko jest wolne). Pierwszy raz włożyłam Lilkę jak miała skończony miesiąc. Tak jak ją wkładałam to od razu ją wyciągałam. Mała mogła być noszona wtedy tylko w pozycji leżącej i bardzo jej to nie odpowiadało, od razu płakała. Nie wiem dlaczego, może ja coś źle robiłam.
W jednym z postów padło pytanie o przyzwyczajenie dziecka do bycia na rękach. W tej kwestii trudno mi coś doradzić. Aktualnie Lilka jest na etapie, że bardzo chce być noszona. Lubi oglądać co się dzieje i pozycja w pionie to podstawa. Tak więc od kilku dni każde odkładanie kończy się płaczem. Wcześniej nie było czegoś takiego, a chusty używam tyle samo. To chyba zależy od tego ile chcemy nosić naszego szkraba. Jeśli codziennie i dosyć długo to na pewno się przyzwyczai, że mama jest tak blisko. Ja, aż tak często z chusty nie korzystam, bo nie mam takiej potrzeby.
Chustę piorę w 40 stopniach, ale przed praniem wkładam ją do siateczki ochronnej, żeby metalowe kółka nie obijały się o bęben.



I na koniec pytanie do bardziej doświadczonych :). Macie jakieś sprawdzone i godne polecenia chusty? Myślę nad zmianą, ale nie chciałabym źle trafić.