MATKA WARIATKA, CZYLI JA NA POCZĄTKU MACIERZYŃSTWA

14:28:00 alinadobrawa 38 Comments

Matka wariatka. Dokładnie tak, najkrócej mogłabym opisać pierwsze 6 miesięcy z życia Lileczki, a moje z bycia mamą.
Jednak nie od razu mogłam tak powiedzieć :). Musiało minąć trochę czasu, by zauważyć pewne przegięcia z mojej strony w kwestii wychowania i opieki nad Lili. Wyrocznią było dla mnie wszystko to co mówiła położna, pediatra, czy przykłady opisywane w książkach i poradnikach. Kurczowo trzymałam się pewnych reguł. Dziś się z tego śmieję, ale przecież początki nie są łatwe :). Ja potrzebowałam czasu, żeby do wszystkiego nabrać więcej dystansu.
Poznajcie kilka moich utrapień.

KARMIENIE MLEKIEM
Póki karmiłam piersią nie było problemu. Cyc na zawołanie i koniec. Jednak kiedy przeszliśmy na butelkę było jasne, że dziecko ma być karmione regularnie, co 3 godziny. Uwierzcie mi, że dosłownie to przyjęłam :), aż za bardzo. Równiutko, co do minuty podawałam Lilce kolejną butelkę w ciągu dnia. Nie było ważne co, gdzie i jak. Zawsze byłam przygotowana na karmienie. Cały plan dnia miałam tak podporządkowany, by na porę jedzonka Lili była w domu. Jednak wiadomo, nie zawsze się tak da, więc czasem karmienia odbywały się tam gdzie nas zaskoczyła "godzina zero" :).
Dopiero po pewnym czasie wyluzowałam i zrozumiałam, że pół godziny wcześniej, czy później to nie tragedia. Dziecko to nie robot, którego możemy zaprogramować.

JEDZENIE
W tej kwestii to już w ogóle byłam zakręcona. Schemat żywienia mam opanowany do perfekcji. Jak w tabeli było zalecenie, by żółtko podawać 2-3 razy w tygodniu, to tak robiłam. Nie mniej, nie więcej. Nigdy też nie przyspieszyłam podania nowego produktu. Jeśli coś było od 5 miesiąca to podałam dopiero gdzieś tydzień, czy dwa po skończonym piątym miesiącu.
W tej kwestii przeszło mi zdecydowanie później niż z całą resztą. W zasadzie to do dziś zdarza mi się z czymś przesadzać. Jednak już wiem, że obiady, które jem ja, Lili nie zaszkodzą i nie zawsze musi mieć swój osobno przyrządzony. Raz na jakiś czas może dostać jajecznicę usmażoną na patelni, a woda z odrobiną owocowego syropu, też szkody jej nie wyrządzi. Tak mogłabym wymieniać i wymieniać. Jeśli chodzi o dietę Lili, jestem przewrażliwiona i to bardzo, ale cieszę się, że zaczynam się poprawiać :).

CUKIER W DIECIE
Jeszcze będąc w ciąży wbiłam sobie do głowy, że cukru będziemy unikać jak ognia. Wiadomo, bo niezdrowy, bo słodki smak uzależnia. Przy sklepowych pułkach, starannie czytałam etykiety, Wybierałam najlepsze produkty.
W końcu zmiękłam, odpuściłam. Oczywiście to nie znaczy, że teraz Lili wyjada z cukierniczki. Po prostu czasem pozwalam jej na małe co nieco. Jeśli babcia, która nie do końca to wszystko (czyt. moje fobie) ogarnia i przyniesie Lili, Danonka to już krzywo na nią nie patrzę. Przecież ten jeden serek krzywdy jej nie wyrządzi. Wiadomo, że nie będzie tego jadła codziennie. Kiedy sama jem jakiś placek, czy coś podobnego, dam zawsze spróbować.

DRZEMKA
Lili lubi posapać. Od samego początku jest wielkim śpiochem. Dosyć szybko opanowałyśmy schemat dnia, który się codziennie powtarzał i zawsze mogłam przewidzieć kiedy wypadnie Lilkowe spanie. Wbiłam sobie do głowy, że o tej i o tej, Lilu powinna spać i czasem usypianie kończyło się płaczem. Przecież dziecko nie zawsze może mieć ochotę na sen codziennie o tej samej porze.
Później (i tak jest do dnia dzisiejszego) już zaczęłam rozpoznawać u Lili objawy senności. Czekam, aż sama pokaże, że czas ją położyć.

UBIERANIE
Oczywiście chodzi tu o standardowe zastanawianie się, czy Lili na pewno nie było zimno. Na szczęście ten etap trwał u mnie bardzo krótko, bo niecały miesiąc, ale nie raz w upalne dni chciałam na Lili wcisnąć kolejną warstwę. Dobrze, że M. pilnował i nie pozwalał :).

TYLKO RODZICE
O tak :), tylko ja i M. zrobimy przy Lili wszystko najlepiej. Długo tak myślałam, aż w końcu doszło do mnie, że babcia, dziadek, czy ciocia mogą równie dobrze przewinąć i nakarmić. Dziecko jest częścią całej rodziny, a ja przez pewien czas chciałam ją odseparować i mieć tylko dla siebie.

DOBRE RADY
Co tu dużo pisać. Kiedy rodzi się dziecko, od wszystkich wkoło słyszymy co jest dla nas i maleństwa najlepsze, co robić, jak postępować. Ja zawsze wysłuchałam, ale wiadomo jednym uchem wleciało, a drugim wyleciało.
Dziś już wiem, że czyjeś rady, mogą się naprawdę okazać pomocne. I teraz sama chętnie doradzam, bo nic nie uczy lepiej niż doświadczenie.

Pisząc ten tekst zastanawiałam się ile z Was mam, które to przeczytają pomyślą sobie, że też tak miały :). Podobno to jak najbardziej "normalne" zachowanie wśród kobiet, które zostają mamami po raz pierwszy. Mam rację? Pochwalcie się jak było z Wami :).

38 komentarzy:

  1. To ja jestem chyba przeciwieństwem :)
    Karmiłam długo piersią, więc nie miałam problemu, jak chciała to jadła. Jak wprowadzałam mm, to nie sterylizowałam butelek po każdym piciu, może z raz na tydzień mi się zdarzyło, a później zupełnie o tym zapomniałam. Posiłki wprowadzałam raczej wg schematu, ale bez przesady. Cukier jest i będzie, staram się ograniczać, ale się nie da, bo skoro mama je słodkie... Polkę podrzucałam babci dość wcześnie, już drugiego dnia po przyjściu ze szpitala została na 20 minut z babcią, bo ja musiałam załatwić przeniesienie w przychodni, jak skończyła miesiąc czy dwa to zaczęliśmy robić wypady do kina. Ubierałam stosownie do pogody. Rad nie słucham do dziś- jedną tylko wzięłam do siebie- mojej mamy- aby smoka pozbyć się koło 6-8 miesiąca i to była najlepsza rada jaką usłyszałam.
    Poradniki czytałam w ciąży, ale jak Polka się urodziła poszłam na żywioł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie- jeszcze miałam swoje majowe forum, gdzie się wymieniałyśmy doświadczeniami i poradami, ale tak każda robiła po swojemu :)

      Usuń
    2. Ja sterylizowałam też nie za często, ale z wyparzaniem nie było zmiłuj :)
      Za każdym razem. Dopiero teraz przestałam.
      Z tymi radami to też długo się nie mogłam przekonać, bo w końcu ja wiem wszystko najlepiej, ale okazało się, że już kilka rad było całkiem pomocnych :)

      Usuń
  2. Każda mama pewnie ma tendencje do przesady w jakichś kwestiach. Ja miałam bzika na samym początku na punkcie mycia rąk i kontaktów z innymi osobami, w szczególności małymi dziećmi. Franek urodził się październiku, a więc malutki był w szczycie sezonu chorobowego, a zdarzały się przypadki, że odwiedzały nas osoby przeziębione i kategorycznie zabraniałam im zbliżać się do maleństwa. Teraz wiem, że trochę przesadzałam, ale z drugiej strony ma to też swoje plusy, bo póki co Franek ma skończone 9 m-cy i ani jednej infekcji na koncie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, czyli może wcale nie przesadzałaś :) :)

      Usuń
  3. Miałam podobnie, z tym, że cukru w dalszym ciągu się trzymam, ja zrobię wszystko najlepiej, co niestety jest prawdą, jeśli chodzi o jedzenie to mam świra do dziś, nie do godzin, a jakości. Moje obsesje: jak Pola ulewała bardzo się bałam, długo miałam tak, że bałam się za bardzo. Rytm dnia i cisza podczas snu, zostało do dziś, wszystkie małe czynności. Dobrych rad nie lubię i nie słucham prawie wcale, chyba, że od osoby, do której mam zaufanie w kwestiach Poli, a tych niewiele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matka-Psychopatka :P

      Z tym odseparowaniem od reszty rodziny, to owszem, ale tylko przy teściach ;) Chyba nie mam zaufania do końca, zdarzył się mały incydent i to mi wystarczyło. Do moich rodziców całkowite zaufanie.
      Zdarzy się, że Maks spróbuje to co jemy, nie zawsze zdrowo dla niego, ale tak jak napisałaś, odrobina nie zaszkodzi, tym bardziej, że nie codziennie. Staram się jednak żeby było zdrowo i w tej kwestii będę uparta.

      Usuń
    2. Z teściami to chyba zawsze tak jest :) Wiadomo, że rodzice to rodzice, a teściowe to teściowie :) :)
      Ja zdrowego żywienia będę się chyba już zawsze trzymać. W swojej diecie też wiele zmieniłam i widzę, że na zdrowie mi to wychodzi.

      Yduu z ulewaniem też było kiepsko. Ciągle się bałam i jak Lili spała to chodziłam i sprawdzałam.

      Usuń
  4. Ooooo dokładie tak , to cała ja na początku mojej przygody z macierzyństwem . W kwestii mleka , drzemki i jedzenia świrowałam dokładnie tak jak Ty :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm... A ja może tak mam, ale nie wyrosłam ze wszystkiego? Co prawda Zośka zjada serki czy jogurty z cukrem raz dziennie i do tego normalne obiady, ale dopiero w roczek zjadła pierwszy tort :D i tak się zaczęło. Ja lubię nasz plan dnia, i szczególnie pilnuję wieczornego rytuału. Niektóre takie wariactwa są zdrowe dla Maluchów. A dopóki są same, to można powariować :) Choć i z drugim chciałabym zachować pewne elementy jak cycuś, plan dnia czy nie zbyt wczesne wprowadzanie śmieci do diety :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy tort na roczek i Lili miała :)
      W końcu był jej to musiała dostać :)
      Słyszałam kiedyś, że przy drugim już Mamy wiele omijają. Zobaczymy jak będzie u Ciebie :)

      Usuń
  6. I takim oto sposobem ja również mogę powiedzieć, że matka wariatka dopadła i mnie. Ale nie we wszystkich kwestiach.
    Do tej pory trzyma mnie kwestia "tylko rodzice", ale powoli przełamuję się... choć nie jest to dla mnie łatwizna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie jest to łatwizna :/ ale w końcu trzeba :)

      Usuń
    2. Muszę się pochwalić - dziś zostawiłam Basieńkę z własnej nie przymuszonej woli z moimi teściami ;D Jestem z siebie dumna :)

      Usuń
  7. I ja tak miałam, szczególnie z tym trzymaniem się godzin karmienia, snu itd. Ale powoli odpuściłam, to pewnie kwestia doświadczenia i oswojenia się z nową rolą życiową :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i u mnie z tym trzymaniem się sztwyno zegarka było ciężko, ale wyluzowałąm i jest łatwiej, o niebo łatwiej :)

      Usuń
    2. Chyba coś w tym jest, że trzeba się po prostu oswoić i przyzwyczaić :)

      Usuń
  8. jednak należy uważać na niektóre rady...skutecznie odcedzać te dobre od tych złych...albo słychać swojej intuicji ...ja zawsze wychodziłam na tym najlepiej :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba każda matka ma takie swoje bziki.
    Ja muszę dzieci pilnować jak do dziadków pojedziemy, jedna babcia da cukierka, druga czekoladki a dziadek po kryjomu po "kieliszeczku" coli (wie że im nie daję to w kieliszki do pełna leje, wygląda lepiej niż odrobina w szklance) a u teściowej też smakołyki dla dzieci są i suma sumarum Chłopaki trzy dni byli by na słodyczach i kolejne dwa Janek nic do buzi nie wsadzi. Pory snu akurat pilnowałam i staram się do dzisiaj pilnowac bo jak minie godzina S to potem siedzą do 23 a na drugi dzień nie usną wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już Kochana jest osobna historia :)
      Ja jestem pewna, że Lili nie raz dostanie coś jak mnie nie będzie w pobliżu.
      Choć teraz przyznam, że i moi rodzice i teściowie zawsze pytają.

      Usuń
  10. E, nie taka wariatka ;p
    Na mnie do dziś członkowie mojej rodziny patrzą jak na wariatkę, kiedy mówię, żeby nie dawali mojemu dziecku czekolady. Mały jest, wszystko ma jeszcze przed sobą. A słodkiego nie powinien jeść każdego dnia...
    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, dla nie których wyglądamy na nieźle zbzikowane :) :) :)

      Usuń
  11. Tak zdecydowanie miałam podobnie. Ale teraz trochę odpuściłam i nie daję się zwariować, ale zajęło mi to ponad 13 miesięcy życia z synkiem.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. U mnie było bardzo podobnie, zwłaszcza z jedzeniem mleka, nawet do 6 miesiąca skrupulatnie zapisywałam ile moja córcia zjadła. Każdą porcję w ciągu dnia, a żeby było mało to każdą kupkę;) To dopiero matka-wariatka. Usprawiedliwiam się, że to przez to, że Maja ulewała i na początku leciała nam z wagi. Teraz już wyluzowałam, ale nadal żyję w przekonaniu, że rodzice najlepiej się nią zajmą. Pewnie jak wrócę do pracy to mi przejdzie:) Pozdrawiamy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No z zapisywaniem to podziwiam :) Mi, by się nie chciało choć Ty robiłaś to z konkretnego powodu, więc jest inaczej :)

      Usuń
  13. Miałam bardzo podobnie. chyba każda z nas gdy zostaje po raz pierwszy matką jest delikatnie mówiąc zdezorientowana i podatna na wszelkie manipulacje. Ja zawsze pocieszam się, że z drugim będę mądrzejsza i bardziej wyluzowana. :) Pozdrowienia dla Was Kochane!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem bardzo ciekawa jak to będzie przy drugim :)
      W końcu będziemy już mocno doświadczone :)
      Całuski :***

      Usuń
  14. Oj tak, miałam podobnie przy pierwszym dziecku ;) czytałam książki żeby sobie przypomnieć od którego miesiąca jakie jedzenie moge wprowadzać i dokładnie tak robiłam. Na pewno wiele zmienie przy drugim dziecku. W ogóle tyle dziwnych gadżetów mi się nie przydało, za dużo miałam tych kocyków, kosmetyków itd. Jedyne czego na pewno nie zmienie to butelki aventu. Mała je uwielbiała i wydaje mi się, że ten system antykolkowy działa najlepiej. Ominęły nas na szczeście takie problemy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I my uwielbiamy Aventa :) a mleczko tylko z Dr. Brown's.
      O widzisz :) Zapomniałam o zakupach. I ja nakupiłam za dużo wszystkiego :/

      Usuń
  15. Siedzę i myślę, myślę i myślę... wychodzi mi na to, że nie miałam wielkiego fiksa pod żadnym względem. Za to Stary ma do tej pory jazdy na punkcie intensywnego szorowania i sterylizowania przedmiotów służących do karmienia Mańki.

    OdpowiedzUsuń
  16. Moim zdaniem macierzyństwo tak właśnie ma, że odnajdujemy w sobie różne bziki :) Też przez to przechodziłam ale tylko przy pierwszym dziecku, przy Krzysiu było już zupełnie inaczej :)

    OdpowiedzUsuń
  17. No ciekawy post mamo, ale wiesz co? Dużo rzeczy robiła tak samo jak Ty. Na szczęście zmadrzAłam i Bogu dzięki. Dziś podpowiadam moim koleżankom żeby uwierzyly że "dobrze radzę" i część z nim daje się przekonać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się coś wydaję, że chyba każda mama sama musi dojść do tego, że przesadza :) :)

      Usuń

DZIĘKUJĘ ZA KAŻDY POZOSTAWIONY KOMENTARZ