MAGIA ŚWIĄT Z DZIECKIEM

To będą już nasze trzecie Święta Bożego Narodzenia razem, trzecia gwiazdka naszej małej rodzinki. Szczerze to nawet trudno mi w to uwierzyć, ale przecież czas leci i nic na to nie poradzimy.

Dokładnie pamiętam świąteczny czas, kiedy jeszcze sama byłam dzieckiem. Ta krzątanina, czasem trochę niepotrzebnych nerwów, pyszna kolacja, prezenty, cudowny zapach mandarynek i pomarańczy. Bardzo lubiłam te dni i zawsze z niecierpliwością czekałam na grudzień.
Jako nastolatka podejścia nie zmieniłam, ale już zupełnie inaczej postrzegałam te dni. Bardziej uczestniczyłam w przygotowaniach, w rodzinie pojawiło się dziecko i wszystko znów nabrało innego wymiaru.
Minęło kolejne kilka lat i poznałam Lili tatę. Po raz kolejny odkryłam w Świętach Bożego Narodzenia coś nowego, innego, fajnego. Rodzinny czas zszedł na drugi plan i liczyło się tylko to, aby jak najwięcej czasu spędzić razem. Po sześciu wspólnie spędzonych latach na świecie pojawiła się nasza córka. Pierwsze Święta z Lilką były po prostu magiczne, trudno to nawet opisać. Wszystko robione właśnie pod nią, długie oczekiwanie, w końcu przystrajanie domu i nasza pierwsza rodzinna choinka. Podwójna Wigilia, bo przecież z Lili trzeba już odwiedzić każdych dziadków :). Bardzo intensywne dni, ale zakończone z uśmiechem i świadomością, że było tak jak powinno.

Święta z dzieckiem to zupełnie coś innego. Nagle przestajesz myśleć o swoich potrzebach, już nie jest ważne, żeby się położyć, odpocząć i te kilka dni spędzić na całkowitym relaksie. Wszystko robisz właśnie pod tego małego człowieka.
Pierwsza gwiazdka Lili była pełna wzruszeń i mojego zachwytu na jej reakcje, dosłownie na wszystko. Naprawdę to był bardzo wyjątkowy czas i bardzo żałuję, że te pierwsze Święta można przeżyć tylko jeden raz.
Na drugi rok było już o wiele bardziej świadomie. Próbowanie wielu wigilijnych potraw i ryba, która tak bardzo zasmakowała. Ciągła radość i zachwyt nad wszystkim.
Jak będzie w tym roku? Teraz można się już dogadać z Lili, jest też coraz bardziej samodzielna. Przy stole już usiądzie sama, powie co będzie chciała zjeść, poopowiada z całą rodziną, odpakuje prezenty. Będzie wesoło, to wiem na pewno.
Dziecko rośnie i tak naprawdę każde Święta wyglądają inaczej, w każdych jest coś nowego i każde na swój sposób są i będą wyjątkowe.

Ja dziś tak jak, wtedy kiedy byłam mała, znowu tak bardzo nie mogę się doczekać. Dzięki Lilce znów czuję ten magiczny czas. Wszystkie przygotowania są głównie z myślą o niej. Szykując coś, już myślę, jak na to zareaguje. Niecierpliwie czekam na jej zachwyt, uśmiech i podziw na wszystko, co zobaczy i przeżyje.
Bardzo chce i dążę do tego, aby Lili na wspomnienie o Świętach miała na buzi uśmiech, żeby i dla niej był to wyczekiwany i radosny czas. Nie obchodzą mnie brudne okna i nieposprzątane szafki, bo nie o to chodzi. Pamiętam jak moja mama już w połowie grudnia, biegała ze szmatką i odkurzaczem. Ile przez to było niepotrzebnych nerwów, a wysprzątany dom tak naprawdę w niczym nie pomógł. Święta i tak były pozytywne, a sprzątanie nie miało tu nic do rzeczy.
Święta to ma być czas wspólnego bycia razem i miłości, a nie złości i negatywnych emocji, które wpędzają nas w zły nastrój. Warto odpuścić to, co niepotrzebne i skupić się tylko na tym, co przyjemne, miłe i radosne.


W tym roku to już ostatni wpis. Święta to czas rodzinny i ja właśnie z bliskimi chcę spędzić jak najwięcej czasu :). Do zobaczenia w styczniu.

Kochani
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia
życzę Wam wszystkiego, co najlepsze.
Spełnienia marzeń tych mniejszych i większych oraz dużo, dużo zdrowia.
Wesołych Świąt i cudownego Nowego Roku.

Ściskam, Alina Dobrawa.

ZATRZYMAĆ CZAS

Chcesz zrozumieć, jak szybko upływa czas? To po prostu spójrz na swoje dziecko. Jakie to prawdziwe, prawda?
Ja patrzę i ciągle jestem przerażona, tym jak szybko uciekają dni. Bardzo się cieszę, że na dzień dzisiejszy, cały czas mogę być z Lilią w domu. Wychowywać ją, obserwować jak się zmienia i najzwyczajniej w świecie, spędzać razem z nią ten cenny czas. Jednak mimo tego, niestety dużo rzeczy mnie czasem omija. W zawirowaniu codziennych obowiązków ,wiele spraw związanych z Lilką, gdzieś mi umyka.

Na dzień przed moimi trzynastymi urodzinami, na świat przyszła moja bratanica. Malutki, kochany niemowlak, który w mgnieniu oka zaczął mówić, a dziś jest już w gimnazjum i powoli wkracza w dorosłość. Tyle czasu upłynęło, nawet nie wiem kiedy.
Ja jako nastolatka w ogóle nie przejmowałam się upływającym czasem, a jeśli już to w odwrotną stronę. Często chciałam być starsza, niż byłam i oczywiście, jak chyba każdy i ja odliczałam czas do magicznej osiemnastki :).
Potem już było inaczej. Poznałam Lili tatę i nagle po tej wyczekiwanej dorosłości, każde kolejne urodziny dawały do zrozumienia, że czas jednak ucieka i to bardzo szybko.
Mając 24 lata, zostałam mamą i już ruszyło na całego. Urodziłam Lili, a tu nagle obchodziliśmy jej pierwszy miesiąc. Ledwo przywykłam do tego, że jest z nami, a ona już zaczęła chodzić. Pojutrze skończy równe 30 miesięcy, a ja się zastanawiam kiedy, jak i dlaczego tak szybko.

Chciałabym zatrzymać czas. Od kiedy jestem mamą, myślę o tym codziennie. Chciałabym, żeby chociaż każdy moment, każda chwila, trwały dłużej, żeby dzień tak szybko się nie kończył, a miesiące i lata nie uciekały w takim tempie, jeden za drugim.
Zatrzymać czas właśnie, teraz kiedy moja córeczka jest jeszcze malutka, a z jej buźki nie schodzi uśmiech, kiedy wszyscy jesteśmy zdrowi i szczęśliwi.


KIEDY ZOSTAJEMY WE DWIE

Dziś kilka słów o tym, jak to jest, kiedy zostajemy z Lilią same, my dwie, mama i córka przez kilka dni ciągle razem.
Lili tata, raz na jakiś czas wyjeżdża w delegacje. Nie ma go przeważnie 5-7 dni. Poza tym są jeszcze studia, co też powoduje, że wiele weekendów jesteśmy z Lilką we dwie.
Na samym początku mojego macierzyństwa, strasznie nie lubiłam tego czasu. Czasami byłam nawet zła, że znowu zostajemy same. Wkurzałam się, że mam przez to więcej na głowie czy, że ze wszystkim zostaję sama.

Z czasem jednak wszystko zaczęło się zmieniać, wraz z tym, jak Lilka dorasta, ja widzę coraz więcej plusów w tym, kiedy zostajemy tylko we dwie. Dziś widzę, że te dni są wyjątkowe. Fakt, będąc sama mam więcej pracy i obowiązków, ale bez przesady, wszystko idzie pogodzić, to tylko kwestia organizacji i przede wszystkim podejścia, które teraz mam zupełnie inne niż jeszcze dwa lata temu.
Kiedy jesteśmy same jest inaczej, ale to nie znaczy, że gorzej. Jeśli choroba nie pokrzyżuje nam planów, staram się jak najbardziej wynagrodzić Lilce czas bez taty. Wyjeżdżamy na wycieczki, odwiedzamy dziadków. Te dni są dla nas bardzo intensywne i próbuję wykorzystać z nich ile tylko się da, a jeśli jednak musimy zostać w domu, to także staram się zaciekawiać ją jakimiś fajnymi zajęciami, choć zdarza się też, że czas spędzamy na miłym lenistwie i nicnierobieniu.
Bardzo, a chyba nawet najbardziej, lubię nasze noce, całe łózko mamy dla siebie :). To już tradycja, że jak nie ma taty to Lilka, zajmuje jego miejsce. Od zawsze lubiłam mieć podczas spania Lili przy sobie, ale w trzech mamy już ciasno, więc kiedy jest okazja zawsze zabieram ją do siebie. Uwielbiam te noce, ostatnio Lilia śpi bardzo spokojnie, więc mogę ją tulić cały czas. Dla mnie to najpiękniejsze momenty, kiedy mogę ją mieć przez tak długi czas, tak blisko, czuć jej zapach i oddech. Po prostu cudowna bliskość, nasza bliskość.


Sama Lilka jeszcze nie odczuwa, że taty jakiś czas z nami nie ma. Choć ostatnio, powoli zaczynają się pytania, ale tylko napomni i zaraz zapomina. Wieczorami zawsze jest ich wspólna rozmowa, więc można powiedzieć, że w jakiś sposób Lilka nadrabia brak taty w ciągu całego dnia.
Dzisiaj spokojnie mogę już napisać, że takie dni są potrzebne. Zarówno mamie, jak i tacie, więc kiedy i ja mam okazję do wyjazdu, nawet się nie zastanawiam i wiem wtedy, że Lilię i tatę czeka fajnie spędzony wspólnie czas.
Ciekawa jestem Waszego zdania na ten temat :).

NIE STRASZMY NASZYCH DZIECI

"Bądź grzeczny, bo cię pani zabierze". Mówicie tak do dziecka albo byliście świadkiem sytuacji gdzie rodzic w ten sposób straszy dziecko?
Ja do Lili nigdy się tak nie zwrócę, ale widziałam takie straszenie wiele razy, raz nawet to mną, jednego malucha postraszono. Nie przemilczałam tego oczywiście, grzecznie poprosiłam mamę, by w ten sposób nie robić i mną dziecka nie straszyć, a do malucha puściłam ciepły uśmiech z zapewnieniem, że nie ma się czego bać.

Wzbudzić lęk w dziecku można na setki sposobów. Wymyślamy na poczekaniu, że pójdziemy gdzieś, zostawimy dziecko, opowiadamy o potworach, dziadach, babach, itp. Dla nas dorosłych to tylko puste słowa, słowa, które mają pomóc zapanować nam nad dzieckiem, które zachowuje się nie tak jak chcemy.
Dla dziecka to strach i przerażenie. Myśl, że może być zabrane od mamy, czy taty. Dziecko nie rozumie, że tylko żartujemy, dla niego to prawdziwe słowa, w zasadzie to prawdziwa groźba.
Wzbudzanie w dziecku strachu i lęku po to, by osiągnąć posłuszeństwo wobec nas jest niczym innym jak objawem naszej bezradności i bezsilności. Takie jest moje zdanie. Nie radząc sobie z emocjami dziecka, bo tak to są emocje, a nie złe zachowanie, uciekamy się do różnych rzeczy. Jedni uderzą, inni zastraszą, niektórzy nie będą zwracać uwagi, ale na szczęście wielu postara się wytłumaczyć.
Zastraszając, kilkoma słowami zatracamy w dziecku poczucie bezpieczeństwa. Wydaję nam się, że dziecko za chwilę i tak zapomni, ale nie zawsze tak jest. Może pamiętać nasze słowa i to bardzo długo. Takie doświadczenie, często może wywołać w nim lęki, nieśmiałość, czy strach. Nie tylko teraz, ale i w przyszłości.

Lilia ma teraz ponad 2 lata i uwierzcie mi, że bunt, gniew i złość nie są nam obce. Czasem jest ciężko i trwa to długo, ale udaje nam się uspokajać ją poprzez rozmowę i tłumaczenie. Na szczęście rozumie coraz już więcej, więc coraz łatwiej coś wytłumaczyć, przekazać.
Straszyć nie będę, nie chce tego robić. Jestem mamą i moja rola w wychowaniu jest zupełnie inna. Dla Lili jestem teraz najważniejsza, do mnie przychodzi, kiedy jej źle, kiedy się boi, kiedy jej smutno. Moim zadaniem jest zrobienie wszystkiego, by czuła się bezpieczna i kochana, nie odwrotnie.
Dlatego tak ważne jest, żebyśmy nie uciekali się do takich sposobów w momencie kiedy dziecko zachowuje się nie tak jak chcemy. Nie straszmy tylko rozmawiajmy. Trwa to dłużej, ale działa, zapewniam Was :).


JAK TO JEST BYĆ MAMĄ?

Mamą jestem od ponad dwóch lat. 27 miesięcy, które zleciały zdecydowanie za szybko.
Od pierwszej godziny, aż po dzisiejsze dni jestem tam gdzie być powinnam. Mamą chciałam zostać już na długo, zanim zdecydowaliśmy się na dziecko. Narodziny Lili były przeżyciem wymarzonym i długo wyczekiwanym.

Urodziłam w wieku 24 lat, więc ani wcześnie, ani późno. Dzisiaj, dwa lata później, czyli tak naprawdę z bardzo krótkim stażem w roli mamy, nie umiem już żyć inaczej, nie chce.
Kiedyś czas był na wszystko, z niczym nie trzeba było się spieszyć. Chciałam wyjechać to wyjeżdżałam, chciałam spać to spałam. Lubiłam tę beztroskę, ale nadszedł moment, jak pewnie u większości par, że czegoś zaczęło brakować.
Ogrom wolnego czasu, zaczął mnie przytłaczać, a myśl o naszym dziecku pojawiała się w głowie dziesiątki razy dziennie. Chciałam zmiany, byłam na nią w 100% gotowa.
Zmiana nadeszła, zostałam mamą. Doba, która kiedyś wydawała się nie mieć końca, dziś ciągle się kurczy. Czasu brak, dosłownie na wszystko. Każdy wyjazd, nawet zwykłe zakupy, muszą być zaplanowane i dostosowane wedle Lili. Codzienne pranie, sprzątanie. Zabawa klockami, zamiast ulubionej książki. Wybór najlepszego jedzenia przy półce z żywnością dla dzieci, zamiast przymierzanie nowej bluzki w butiku obok.

Narzekam? Nie, wręcz przeciwnie. Ja pokochałam takie życie, życie w takim pędzie. Nie wiem jak kiedyś mogłam trwać w takim "nic nierobieniu". Uwielbiam być mamą i we wszystkich planach, myślach, zawsze na uwadze jako pierwszą mieć Lilę. Uwielbiam jej uśmiech, który jest wynagrodzeniem każdego zmęczenia. Jedno jej przytulenie i zapominam o wszystkim co złe. To piękne doświadczenie móc obserwować małego człowieka, który jest częścią Ciebie. Czasem, aż brak mi słów, żeby opisać ile dla mnie znaczy ta mała, dwuletnia dziewczynka.
Każda kobieta spełnia się inaczej, moim spełnieniem było dziecko, w którym codziennie zakochuję się od nowa i które codziennie uświadamia mi ile mam. Posiadanie dziecka to ogromne szczęście i ja codziennie jestem wdzięczna, że mogłam tego szczęścia doznać.
Uwielbiam być mamą i chce być dla mojej córki, mamą jak najlepszą.


MIŁOŚĆ MATKI

Z miłością matki nic nie jest w stanie się równać. Już dawno temu to słyszałam, ale zrozumiałam dopiero po narodzinach Lili. Teraz mogę potwierdzić sens i prawdziwość tych słów.
Tak, zdecydowanie nie ma na świecie drugiego tak silnego uczucia. Jeszcze kilka lat temu, nawet bym nie pomyślała, że mogę tak mocno kochać, ale jednak. Jeden malutki człowiek sprawił, że obudziły się we mnie ogromne uczucia. Malutki człowiek, który sprawił, że zupełnie inaczej patrzę na wiele spraw.
Miłość do niej jest bezwarunkowa i bezgraniczna. Może mnie denerwować, robić na złość i choć się zezłoszczę, to kochać nie przestanę, ani na chwilę. Nie ma jej jakiś czas, a ja już tęsknie i choć korzystam z czasu tylko dla siebie, to często myślę o tym, co u niej.

Pojąć nie mogę, jak można odrzucić własne dziecko. Jak można nowo narodzone maleństwo, zawinąć w worek i wyrzucić. Jak można upić się do nieprzytomności, kiedy dziecko nosi się jeszcze pod sercem. Jak można bić, znęcać się, katować psychicznie i fizycznie.
Źle mi z tym, że razem nazywane jesteśmy w ten sam sposób - matkami. Ja, która kocha i ta druga, która nienawidzi.
Dziecko to dar, to największe szczęście, jakie może nas spotkać. Ja kocham i kochać nie przestanę. To właśnie jest miłość, moja miłość do córki.



KIEDY TWOJE DZIECKO CIĘ NIENAWIDZI

Mimo, że Lileczka jest ze mną i tatą bardzo związana to przychodzą takie momenty, że po prostu nas nienawidzi. Tak, nienawidzi, bo napisać, że jest zła to w tym przypadku, zdecydowanie za mało.

Przychodzi czas na drzemkę. Widzę to, małe czerwone oczka, ciepłe dłonie, marudzenie. To ewidentne znaki, które mówią za Lili, że pora się położyć. Kiedy ją pytam oczywiście dostaje odmowną odpowiedź, ale wiem, że muszę ją położyć. Moment kiedy zanoszę ją do łóżeczka jest dla niej jednym słowem traumą.
Podobnie jest kiedy nie pozwolimy na coś. Lilia nie rozumie jeszcze tego kiedy tłumaczę jej, dlaczego na coś nie pozwalam. Chce mieć to coś i koniec, w tym momencie nic więcej się dla niej nie liczy.
Takich sytuacji jest oczywiście więcej, szczególnie teraz kiedy dodatkowo przechodzimy przez bunt dwulatka (o buncie do przeczytania: TUTAJ). Złość jest teraz zdecydowanie bardziej nasilona niż jeszcze z rok temu.
Pierwsze takie zachowanie Lili wobec mnie, zwaliło mnie z nóg. Nie mogłam uwierzyć, że moje dziecko patrzy na mnie z taką złością, że krzycząc próbuję się uwolnić z moich objęć. Mimo, że dla dzieci w tym wieku, w jakimś stopniu, normalne jest takie zachowanie i taka reakcja na zakazy to nie ukrywam, że mi jako mamie jest ciężko. Nie lubię tych momentów płaczu i gniewu na mnie. Smutno mi choć wiem, że zaraz i tak będzie dobrze.

Co robię w takich sytuacjach? Może w zasadzie czego nie robię. Nigdy się nie śmieję i nie ignoruję. To chyba najgorsza reakcja rodzica na takie zachowanie dziecka, a niestety bardzo często właśnie tak się mama, czy tata zachowują. Wydaję nam się, że płacz z powodu pójścia na drzemkę jest tylko wymysłem i śmieszy nas to, co okazujemy dziecku przy okazji mówiąc, że jest złe i niedobre, że ma przestać się tak zachowywać.
Wyśmianie dziecka w takim momencie to najgorsze co możemy zrobić. To co dla nas jest błahostką, dla malucha jest w pewnym stopniu tragedią. Dziecko do pewnego wieku nie rozumie, że jest pora na spanie, czy czegoś na co ma ochotę mu akurat nie wolno.
W naszym przypadku każdy taki atak histerii i pełnego znienawidzenia mnie przez Lili, ratuję byciem obok. Mimo, że czasem Lila robi wszystko by ode mnie uciec, nie pozwalam jej. Mówię i tłumaczę jej co i dlaczego się stało, dlaczego tak musi być, daję jej do zrozumienia, że jestem, że chce ją przytulić. Pomaga i po chwili już jest w moich ramionach.

Teraz póki Lilka jeszcze nie wszystko potrafi zrozumieć, jest dla nas rodziców naprawdę ciężki czas. W tym małym człowieku jest tyle emocji. Od pozytywnych po negatywne, czasem mieszanka wybuchowa :).


SZCZĘŚCIE MIŁOŚCIĄ PISANE

Szczęśliwe dzieciństwo - to mój główny cel macierzyństwa. Tego właśnie chce dla mojego dziecka. Robię i zrobię wszystko, żeby w dorosłym życiu na jej wspomnienia o dziecięcych latach, na buzi pojawiał się uśmiech.
Co chwilę słyszę jej śmiech, uwielbiam go. To dla mnie dowód na to, że jest jej dobrze, że jest szczęśliwym dzieckiem, że ja jako mama osiągam to co sobie zamierzyłam.

Najwięcej szczęścia daje dziecku miłość. Nie zabawki, nowe ubrania, czy inne pierdołki. One dają uśmiech na chwilę, minie zafascynowanie nową rzeczą i tyle. Tym, dziecku super dzieciństwa nie zapewnimy. Oczywiście, że zabawki i cała reszta muszą być, ale nie starajmy się tym, w dziecku szczęścia zaszczepiać.
Miłość, właśnie miłość jest najważniejsza. Okazywanie jej w zasadzie. Mówienie, że się kocha, przytulanie, całusy. Lila ma to na co dzień. Czasem sama mam wrażenie, że może przesadzam, ale nie, przytulasów chyba nigdy nam nie będzie dość :).
Jako mama chce po prostu przy niej być. Być, wspierać i najważniejsze, czyli zawsze mieć czas, bo nie ma nic lepszego niż dobra relacja między rodzicem i dzieckiem.


MIŁOŚĆ MATKI SILNIEJSZA NIŻ WSZYSTKO

Lilię pokochałam od pierwszego wejrzenia.
Już w ciąży czułam silną więź, ale miłość to nie była, choć wtedy tak mi się wydawało. Ogrom uczucia ogarnął mnie dopiero z pierwszym ujrzeniem jej. Ta mała kruszynka sprawiła, że we mnie narodziło się coś magicznego.
Jestem szczęściarą, że mogę tego uczucia doświadczać.

Kiedyś nie sądziłam, że można tak kochać, nie myślałam, że mam w sobie tyle miłości. Miłości, która wybaczy wszystko i wiele zrozumie. To uczucie jest silniejsze i piękniejsze niż jakiekolwiek inne.
Ważne, by tą miłość umieć przekazać, by dziecko wiedziało jak jest dla nas ważne. Najlepszy sposób to oczywiście bliskość i słowa. Bliskość przez przytulanie, a słowa to najzwyczajniej mówienie o tym. Ja od pierwszych dni tulę i szepczę do uszka jak bardzo kocham. Za kilka lat będę nie tylko mówić, ale i tłumaczyć dlaczego kocham, dlaczego jest tak dla nas ważna. 

Szkoda tylko, ze nie każda mama tego doświadcza, że nie u każdej kobiety budzą się takie uczucia do własnego dziecka. Bardzo szkoda mi przede wszystkim tych dzieci, które niczemu winne zaczynają życie jakby w samotności, bez kochającego obok rodzica. Znowu matek, które nie potrafią pokochać, czy poczuć więzi z własnym dzieckiem jest mi żal, bo nieświadomie omija je coś niesamowitego.



KIEDY DZIECKO WOŁA MAMĘ

"Mamo" - długo czekałam na to słowo. Dziś słyszę je dziesiątki razy w ciągu doby. Lubię, a nawet bardzo lubię kiedy Lileczka tak do mnie woła, miło to po prostu słyszeć od dziecka :).

Woła z różnych powodów. Kiedy czegoś chce, kiedy mnie szuka lub sprawdza, czy jestem w pobliżu. Czasem woła w nocy, przez sen. Kiedy chce się przytulić, woła głosem cichutkim, a kiedy jest zła zwróci się do mnie głośno i dosadnie.
Reaguję zawsze, przyjdę lub zawołam, że jestem. Dla niej to ważne, że odpowiadam, przychodzę, po prostu reaguję. Taka właśnie jest rola mamy. Pokazać i być przy dziecku, wtedy kiedy tego potrzebuje.
Czasem wystarczy tylko przytulić, pocałować, czy najzwyczajniej spojrzeć.


WIOSNO TRWAJ

Wiosna, zagościła u nas już na dobre.
Lubię ten czas kiedy wszystko budzi się do życia, nie tylko roślinność, ale i my sami. Zimowe miesiące kiedy słońca jak na lekarstwo, potrafią działać na człowieka depresyjnie. Wiosna wszystko zmienia. Dni się wydłużają, a pogoda robi się coraz cieplejsza. Ten czas działa na nas bardzo pozytywnie. Mamy w sobie więcej energii, więcej sił do działania.

To właśnie w wiosennych miesiącach, najczęściej podejmujemy ważne decyzje. Pomysły, na które jeszcze nie dawno mogliśmy patrzeć negatywnie, teraz nabierają pozytywnych emocji. Tak to właśnie jest, że teraz chce nam się więcej i więcej możemy.
Zmieniamy swoje życie, nabieramy sił do wszystkiego. Właśnie teraz pobudza się nasza aktywność i chęć działania, a wszystko za sprawą słońca i rozkwitających pąków. Wiosno trwaj.






RADOSNE ŚWIĘTA WIELKANOCNE

Święta Wielkanocne to czas odpoczynku, przemyśleń i rodzinnych chwil.
To też czas kolorowych jajek, zajączków, kurczaków, czy słodkich upominków. U mnie było tak od kiedy tylko pamiętam i dlatego dziś sama tak przygotowuję te kilka dni. Jednak jak się okazuje takie obchodzenie Świąt ma oprócz swoich zwolenników, także tych, którzy uważają, że cała ta otoczka jest całkowicie nie potrzebna, że to czas ciszy, zadumy i refleksji.

Przenieśmy się trochę wstecz. Jestem małą dziewczynką.
Na Wielkanoc czekam z niecierpliwością. Lubię ten czas przygotowań. Od kiedy pamiętam, w sobotę rano chodziłam z babcią do święconki. Mama wstawała wcześnie rano i szykowała nam piękny koszyczek. Zawsze tak ślicznie go dekorowała, że dumnie potem stałam z odsłoniętym, prezentując zawartość, gotową do poświęcenia.
Po święconce czekałam już tylko na obiad, a zaraz po nim wyruszałam do pobliskiego lasu po wszystko, co potrzebne do zrobienia gniazdka. Gniazdka dla zajączka oczywiście :). Przynosiłam mech, patyki, szyszki i z ogromnym zapałem robiłam dla zajączka miejsce gdzie będzie mógł zostawić mi prezent. Dokładnie pamiętam jak wyglądały te gniazdka i jak bardzo się starałam. Co roku wybierałam to samo miejsce, pod krzaczkiem na końcu ogrodu. Wieczorem przed spaniem jeszcze tylko ostatnie zerknięcie, czy z gniazdkiem okej i oczywiście najważniejsze, czyli położenie marchewki dla zajączka. W końcu skoro miał mi rano zostawić słodki smakołyk to nie chciałam, żeby odchodził z pustymi łapkami :).
W niedziele rano odliczałam minuty do świątecznego śniadania. U nas cała rodzina przy stole to była rzadkość, więc tym bardziej lubiłam te chwilę. Im bliżej końca śniadania, tym bardziej przebierałam nogami. W końcu dostawałam zgodę, by iść na ogród, a tam jak co roku. Marchew zabrana, a zamiast niej paczuszka z prezentem.

Pisząc to na mojej buzi cały czas był uśmiech, uwielbiam te wspomnienia. Dają mi tyle pozytywnych emocji.
Dla Lili chcę tego samego. Jak jest teraz, kiedy jestem mamą? Dziś Lila była u święconki, z tatą i babcią. Jutro po śniadaniu wyruszymy na ogród szukać zajączka. Gniazdka jeszcze nie będzie, ale będą zajęcze łapki, które doprowadzą Lilę do prezentu.

Święta mają być czasem radości. Oczywiście wiem, że to czas Zmartwychwstania Jezusa, ale czy to nie pozwala, by ten dzień spędzić radośnie? Pamięć o Jezusie nie kłóci się z udekorowaniem domu w jajka i kurczaki, czy daniu dziecku słodkiego prezentu. Wszystko idzie pogodzić, tylko trzeba chcieć. Gdzieś czytałam, że są nawet zwolennicy, przywrócenia w domach tradycji "bożych ran". Nie no pewnie, dla dziecka to będą cudowne wspomnienia jak mama z tatą w Wielki Piątek spuszczą mu lanie podczas snu. Wierzyć się nie chce, że kiedyś to celebrowano.

nas było, jest i będzie wesoło, kolorowo i radośnie. Takie chce i takie mam Święta Wielkanocne.


JAK DOBRZE WYCHOWAĆ DZIECKO?

Patrzę na tą małą, rezolutną dziewczynkę. Dziewczynkę coraz bardziej rozumniejszą, coraz bardziej ciekawą świata. Myślę jaka będzie za chwilę, za kilka i kilkanaście lat. Jakim będzie człowiekiem w dorosłym życiu.
Na to, na kogo wyrośnie, wpływ ma wiele czynników. Jej przyszli znajomi, otoczenie. Jednak najważniejsza rola jest dla nas. Dla mnie i M. To my jako rodzice musimy jej pokazywać co dobre, a co złe. Chwalić za dobre uczynki i tłumaczyć te złe.

Moją największą misją jest to by była po prostu dobrym człowiekiem. Może się ubierać jak tylko chce, mieć znajomych dziwaków i poglądy nie do końca odpowiadające moim, ale chce, żeby była dobra dla innych. Nie wyśmiewała, nie oceniała, nie patrzyła z góry. Już kiedyś w jednym z postów wspominałam, że nie będę się przejmować jeśli Lili nie będzie orłem w nauce.
Wiem, że czeka mnie nie łatwe zadanie. W zasadzie to moja rola zaczęła się już w momencie przyjścia Lili na świat. Nie mam jakiegoś szczególnego schematu. Po prostu jestem dobrą mamą. Traktuję Lilę tak samo jak sama chciałabym być traktowana. Nie chce jej bić, karać, krzyczeć. Jestem zdania, że wszystko można załatwić za pomocą słów. Rozmowa najważniejsza.

"Czym skorupka za młody nasiąknie". Znacie, prawda?
Teraz kiedy Lili jest malutka i chłonie wszystko jak gąbka, jest dla nas najważniejszy czas. To właśnie teraz i przez najbliższe kilka lat muszę jej pokazywać co dobre, a co złe. Sama muszę w każdej sytuacji odpowiednio się zachowywać, czy reagować. M. i dziadkowie tak samo, bo teraz jesteśmy wszyscy dla Lilki największym autorytetem. Obserwuję nas i naśladuję.

Rozmowa i miłość. Nie zabawki, czy stos ubrań. Najważniejsze i najlepsze co można dać dziecku to nasza miłość i wsparcie. Rodzice kochający i co najważniejsze okazujący tą miłość, mają ogromne możliwości, żeby wychować dziecko, które będzie cenić te same wartości.
Ja mam taki plan. Życzcie mi powodzenia, bo wiem jak ciężkie zadanie przede mną.


CHŁOPIEC, CZY DZIEWCZYNKA?

Lilia przez osoby, które jej nie znają, brana jest za chłopca. Od urodzenia, po dzień dzisiejszy. W centrum handlowym, na spacerze, na zakupach. Przez całe jej 21 miesięcy życia, ani razu nie zwrócono się do niej jako do dziewczynki. Na początku kompletnie nie zwracałam na to uwagi. Nawet nie wyprowadzałam z błędu kiedy ktoś komplementował, że mamy ładnego synka. Uśmiechnęłam się i tyle.

Tak jak kiedyś nie reagowałam na zwracanie się do Lili jak do chłopca, tak dziś zaczyna mnie to już denerwować, czy zwyczajnie męczyć.
Sytuacja z przed paru dni zdenerwowała mnie już wyjątkowo. Byliśmy na sali zabaw, Lila była ubrana w tunikę, na włoskach przypięta różowa spinka, a mnie się pytają w jakim wieku jest synek. Czy to kłopot, żeby najpierw zapytać, czy po prostu przyjrzeć się dziecku?

Pierwsze co się rzuca w oczy to jej krótkie włoski. Dziecko biega, zaczyna mówić, a na głowie krótka fryzurka. To przecież musi być chłopiec, a wystarczy spojrzeć na ubranie. Nie ubieram Lili od stóp do głów w kolor różowy, ale ubrania nosi typowo dziewczęce.
Pozostało nam chyba tylko czekać na dłuższe włoski.


BYĆ BLISKO

Lili rośnie, zmienia się z dnia na dzień. Kiedyś bliskość była dla nas codziennością. Miałam na rękach to małe ciałko bez przerwy. Dla mnie to była przyjemność, a dla Lili bezpieczeństwo, zawsze była taka spokojna.
Niestety, czas mija, a dziecko dorasta. Coraz mniej momentów bliskości, teraz najważniejsza jest przecież zabawa.

Lili należy do przytulasków. Był nawet ostatnio o tym wpis: TUTAJ. Nic się nie zmieniło i w momencie niepewności, strachu, wstydu, nadal ukojeniem są ramiona mamy. Takich przytuleń jest dużo, ale trwają krótko. Lili się uspokoi, wyciszy i już jej wystarczy, a mi jest wciąż mało.
Wczoraj zaskoczyła mnie niesamowicie, zasnęła mi na rękach. Kiedy się przytuliła i zamknęła oczka, poczułam, że góry mogę przenosić. Tak mi tego brakowało. Już od bardzo dawna Lili śpi tylko w swoim łóżeczku. Kiedyś był czas, że musiałam ją usypiać, przytulając się do niej. Bardzo to lubiłam i żal mi było kiedy Lila przestała akceptować taki sposób. Przytulanie w ciągu dnia uwielbiam i cieszę się, że Lili sama z siebie przychodzi. Jednak to wczorajsze zaśnięcie było magiczne.
Kiedy wyczułam, że zapadła w mocny sen, przeniosłam ją na łóżko i położyłam się obok. Miałam sporo rzeczy do zrobienia, ale ta chwila była ważniejsza. Nie mogłam jej nie wykorzystać. Nic się nie liczyło, tylko być przy niej. Pokazać jej, że będę obok kiedy się obudzi.

Trzeba pokazywać dzieciom, że jesteśmy dla nich. Nawet kiedy przychodzą w najmniej odpowiednim momencie. Czas pędzi jak szalony i nasze malutkie bobaski, zaraz przestaną nas potrzebować. Naszej bliskości, przytulenia, dotyku. Korzystajmy póki czas. W szczególności kiedy to one same przychodzą. Pokazujmy im, że dla nich jesteśmy zawsze.
To małe, codzienne kroczki do jak najlepszej relacji w przyszłości. Przecież za chwilę będę mieć w domu nastolatkę, a potem dorosłą kobietę.
Niech wie od samego początku, że na rodziców można zawsze liczyć.


CZAS BEZ DZIECKA

Spełniam się w byciu mamą i uwielbiam spędzać czas z Lili. To moje dziecko, więc to oczywiste. Jednak nie chodzi mi tu o samą Lili. Ja po prostu lubię żyć tak jak teraz, czyli zajmować się domem i dzieckiem.
Tak jak lubię taki styl życia, tak samo wielbię czas bez dziecka. W domu, czy poza, potrafię docenić moment kiedy zostaję sama.

Mama to nadal kobieta, ważne, żeby o tym pamiętać. Ja pamiętam i zapominać nie zamierzam. Potrzebuję czasu tylko dla siebie, na swoje przyjemności. Kiedy chce wyjść na wieczór, czy wyjechać na noc lub kilka dni, nie mam z tym najmniejszego problemu. Oczywiście, że tęsknie za Lili i myślę co jakiś czas, co tam może porabiać, ale wiem, że jest bezpieczna z tatą, czy babcią i to mi wystarczy.

Mam wrażenie, że ciągłe przebywanie z dzieckiem, dzień w dzień jest po prostu nie zdrowe. Trzeba od siebie odpocząć, przede wszystkim mama musi oderwać się od tego wszystkiego. Nawet kiedy dobrze czuję się w swojej roli, to warto mieć chwile oderwania.
Dziecku przebywającemu każdy dzień z mamą, dłuższy czas spędzony z dziadkami też wyjdzie na dobre. Cieszę się bardzo, że jestem w takiej sytuacji, że mam z kim zostawić dziecko, a przede wszystkim M. nie widzi problemu, że chce wyjść sama z domu.
Kiedy jestem bez Lilki, poza domem, mam chwilę wytchnienia i odpoczynku. Będąc w domu mogę zająć się tym czym lubię lub po prostu poleżeć i nic nie robić. Każdej mamie, która na co dzień jest z dzieckiem w domu, należy się czas tylko dla niej.

Ja takich chwil dla siebie mam dużo. To pewnie dlatego, że nie potrzebuję wielkiego wyjścia, żeby oderwać się od rzeczywistości. Dla mnie fajnym czasem są chociażby zwykłe zakupy. Chodzenie po sklepach w samotności, tak na spokojnie. Kiedy jadę z Lilą do rodziców, dziadek zabiera ją na spacer, a ja zawsze rozkładam się na kanapie i nadrabiam zaległości w książkach. Nie raz Lili na popołudniowy spacer idzie tylko z M. Lubię kiedy wychodzimy całą rodziną, ale są dni kiedy wolę sama zostać w domu.

Mama przytłoczona obowiązkami i stale zarobiona to przeważnie, mama poddenerwowana, która przez to szybciej się złości.
Tak więc warto odpoczywać. Od domu, dziecka, gotowania, prasowania. Choćby się położyć i nic nie robić, ale mieć ten moment zatrzymania.
Bo szczęśliwa mama, to szczęśliwe dziecko.


PRZYTULIĆ TU I TERAZ

Przytul mnie, tu i teraz. To słowa, które ostatnio najbardziej odzwierciedlają Lilię.
Lilu zawsze była typem przytulaska, ale to co ostatnio się z nią dzieje, zadziwia mnie niezmiernie. Co chwilę chce być przytulona, wzięta na ręce, czy zwyczajnie trzymana. Bawi się na całego, nagle wstaje, podchodzi i tuli mi się do nóg. Tak jest co chwilę.
Czy brakuje jej czułości? Nie sądzę, bo ja sama bardzo często wychodzę jako pierwsza z chęcią przytulenia jej. Od pierwszych dni mimo mówienia wszystkich wkoło, że to nie do końca dobre, nosiłam ją, brałam do łóżka, byłyśmy razem cały czas. Lubię ją mieć blisko, dlatego teraz tym bardziej jestem szczęśliwa, że Lili sama do mnie przychodzi. Myślałam, że im będzie starsza, tym będzie gorzej w tej kwestii, a tu miła niespodzianka.

Już kiedyś pisałam, jak bardzo ważne jest, aby okazywać sobie czułość właśnie poprzez przytulanie (do przeczytania: TUTAJ). Cały ten wpis nadal podtrzymuję i cieszę się, że miał taki pozytywny odzew.
Czuły dotyk daje dziecku ogromną stabilność emocjonalną, jak i poczucie bezpieczeństwa. Taki mały gest, a taką ma moc. Właśnie dlatego nigdy nie odmawiam Lili. Mogę być nie wiem jak zajęta w danym momencie, ale jeśli ona przyjdzie i pokaże, że chce, aby wziąć ją na ręce to odkładam wszystko, czy przerywam rozmowę i biorę ją, żeby zaraz poczuć jak wtula się w moją szyję. Sprzątanie, gotowanie to wszystko naprawdę może na tę chwilę poczekać. Ostatnio za każdym razem tulimy się po kąpieli. Od razu po wyjęciu z wanienki, mokry golasek odwraca się i wtula we mnie. Zdążę ją tylko okryć ręcznikiem i tak siedzimy sobie na środku łazienki. Kiedy Lilu uzna, że wystarczy to sama pokazuje, że czas ubrać piżamkę. Uwierzcie mi, że warto poświęcić tę chwilę przed ubraniem i naprawdę moja mokra koszula i spodnie nie mają w tym momencie najmniejszego znaczeniaOgarnia mnie wtedy ogrom szczęścia, wiem, że w tej jednej chwili jestem mojemu dziecku potrzebna i jestem tylko dla niej. Kocham jej ciepły dotyk.
Moje ramiona to też idealne miejsce do ukojenia strachu. Kiedy Lili wystraszy się kogoś lub czegoś, od razu chce się wtulić i schować buźkę. Nie ukrywam, że w tym momencie jestem dumna, że wybiera mnie, że ja jestem dla niej poczuciem bezpieczeństwa i schronieniem.

To bardzo ważne, żeby spełniać potrzeby dziecka. Jeśli potrzebuje naszej bliskości, nie odsyłajmy go do kogoś innego, nie mówmy, że za chwilę, że nie teraz. Później dziecko może już nie chcieć, a my nieświadomie, z każdym takim odesłaniem będziemy bardzo wiele tracić.
Teraz nie damy dziecku przytulenia, a za kilka lat nie przyjdzie do nas z problem, nie powie nam o radościach i smutkach.



Na koniec podzielę się z Wami jeszcze tym, co się ostatnio wydarzyło.
Byłam z Lilą u moich rodziców. Po spacerze Lili z dziadkiem, poszłam schować wózek do auta. Idąc przez podwórze, Lili zobaczyła mnie przez okno. Zaczęła strasznie płakać, jakby wystraszyła, że chcę ją zostawić. Stwierdziłam, że nie będę się już cofać, przecież jest z dziadkiem, nic jej się nie stanie. Przyspieszyłam tempo i szybko spakowałam wózek do bagażnika, po czym od razu pobiegłam do Lili, która płakała coraz mocniej. Kiedy wyciągnęła w moją stronę ręce, żeby ją przytulić zrozumiałam, że trzeba było zostawić ten wózek i natychmiast do niej wrócić. Była tak przestraszona i przerażona, wtulała się we mnie całymi siłami. Taka sytuacja może dać do myślenia.
Pamiętajmy, że taki mały gest może mieć tak ogromną moc.

DZIĘKUJĘ ZA WSPARCIE

Chciałabym Wam ogromnie podziękować za Wasz odzew pod poprzednim postem. Cały czas miałam obawy, że może nie powinnam pisać o tym co nas spotkało. Jednak teraz wiem, że dobrze zrobiłam.
Dziękuję za wszystkie komentarze pod postem jak i wiadomości, które dostałam. Daliście mi wsparcie, które było mi po prostu potrzebne. Jest lepiej, z dnia na dzień coraz bardziej. Najwięcej daje mi oczywiście Lili. Opieka nad nią nie pozwala myśleć o niczym złym, a wprost przeciwnie.
Powolutku wracam na bloga. Pomysłów cała masa, więc trzeba je realizować. Zresztą myślę, że powrót do pisania wyjdzie mi tylko na dobre. W końcu uwielbiam to. Będzie dobrze, wiem to.

LECZENIE NA FACEBOOKU

Na Facebooku należę do kilku grup. Większość z nich to te, które zrzeszają rodziców i właśnie o nich chcę dziś napisać. Dołączam do nich, bo lubię poznawać nowych ludzi jak i doradzić kiedy ktoś ma problem. To też idealne miejsce, by coś sprzedać lub kupić, dowiedzieć się o promocjach, czy wydarzeniach w swojej okolicy. Pewnie jeszcze wiele innych zalet, by się znalazło.

Jednak ostatnio idzie zaobserwować, że źle się dzieję i nie chodzi mi tu o wszechobecne kłótnie i wyzywanie się od najgorszych kiedy każdy broni swojej racji, bo to akurat dzieję się wszędzie. Mnie najbardziej niepokoi to, kiedy niektórzy, za pomocą pytań na grupie próbują leczyć swoje dzieci. Kurczę no, dla mnie to nieodpowiedzialne i tyle. Rozumiem wszystko inne, ale nie pomoc o poradę zdrowotną. Jeszcze pół biedy kiedy ktoś chce domowym sposobem wzmocnić odporność, pyta o syrop na kaszel, czy o żel na ząbkowanie, ale kiedy w grę wchodzą leki, czy choroby to już przesada.
Dziecku coś się pojawia na ciele (wysypka, krosta, itp.) to pstryk zdjęcie i wrzucamy na grupę z pytaniem "Kochani co to może być?", "Czym to smarować?". Poprzez opisanie dolegliwości, niektórzy liczą na diagnozę tego co może dolegać dziecku, czy radę po jakie lekarstwa się wybrać do apteki. Wymieniać można bez końca. Ktoś tam coś odpisze, kilka osób go poprze i gotowe. Już wiadomo co jest dziecku. Teraz tylko kupić to co polecają i wszyscy zadowoleni.

Jeszcze gdyby chociaż były otrzymane jakieś rzetelne odpowiedzi, niestety tak nie jest. Ilu ludzi tyle porad. Niektóre rzeczywiście mogą wydawać się pomocne, ale inne to całkowite bzdury. Porady pewnie brane są z własnego doświadczenia. Jednak trzeba pamiętać, że jeśli u jednej mamy coś się sprawdziło to nie znaczy, że u innych będzie tak samo. Coś co pomogło jednemu dziecku, drugiemu może zaszkodzić. Nie bawmy się w lekarzy, kiedy nie mamy o tym pojęcia. Nie bez powodu zawód lekarza jest poprzedzany wieloma latami nauki.
Ja jeśli doradzić nie potrafię lub nie jestem pewna, to nie doradzam. Koniec tematu. Krew mnie zalewa jak czytam, że przy zapaleniu piersi, multum matek radzi, by jak najszybciej dziecko od piersi odstawić.

I to nie jest tak, że ja z porad mam nie korzystam. Pewnie, że tak, ale tych, które znam, czyli koleżanek, przyjaciółek, czy mojej mamy.
Jednak największym zaufaniem zawsze darzę lekarzy. Nie jestem w nich ślepo zapatrzona, ale ufam im i ich porada jak i zalecenia zawsze będą dla mnie najważniejsze. Nigdy sama nie leczę Lili. Cokolwiek mnie niepokoi, zastanawia zawsze idę skonsultować z pediatrą. Nawet witamin nie podam bez wcześniejszej wizyty w przychodni.
Niektórzy z Was pewnie pomyślą, że przesadzam, że może jestem zbyt nadopiekuńcza, ale według mnie w kwestii zdrowotnej nie warto ryzykować. Wiem, że lekarz też może popełnić błąd, pomylić się. Jednak jakie jest prawdopodobieństwo? Niewielkie. Jeśli mam być sfiksowana to zdecydowanie wolę w tą stronę.
Nie chce tym tekstem nikogo obrazić, tylko po prostu dać do myślenia.

WRAŻLIWOŚĆ I CIERPIENIE

Nigdy nie byłam typem wrażliwca. Filmy mnie nie wzruszały, piosenki nie nastrajały.
Obojętna na wszystko - cała ja. Myślę, że wiele osób, które mnie zna mniej lub więcej, może odnosić wrażenie, że jestem "zimna" w relacjach z innymi. Tak już mam, taki mam charakter.
Czasem przeszkadzało mi to, że nie potrafię okazać tego co czuję lub całkowicie obojętna była dla mnie krzywda innych. Nie myślałam wtedy o sobie najlepiej. No bo jak? Tyle zła, czy czyjegoś cierpienia, a ja mam to gdzieś? No może nie do końca gdzieś, ale myślałam zawsze, że stało się to trudno.

Wszystko zmieniło się wraz z pojawieniem się na świecie Lili, a może już nawet samą ciążą. To właśnie w tym okresie obudziły we mnie emocje i odczucia, które pewnie były ze mną od samego początku, tylko nie potrafiłam ich wyrazić.
Teraz jestem wrażliwa chyba, aż za bardzo. Wzrusza i porusza mnie dosłownie wszystko. Nie zawsze to to okazuje, ale w środku często jest mi smutno, czy wręcz przeciwnie szaleje z radości z czyjegoś szczęścia.
Ze szczęściem wiadomo jak jest. Oby było go jak najwięcej, ale z tragedią, cierpieniem, czy smutkiem innych ciężko mi sobie poradzić. Szczególnie chodzi tu o dzieci. Nie ma dnia, żeby gdzieś nie mówiono lub nie pisano o kolejnej tragedii. Zdarzenia losowe jeszcze jestem jakoś w stanie zrozumieć, pojąć i pogodzić się z nimi. Jednak kiedy dochodzi do zła z premedytacją to, aż się we mnie gotuje. Nie pojmuję jak najbliżsi mogą wyrządzać krzywdę własnym dzieciom. Kiedy docierają do mnie kolejne informacje, od razu mam w głowie moją Lili. Teraz jako matka rozumiem to cierpienie. Mając dziecko mogę sobie wyobrazić co się z nim dzieję kiedy jest maltretowane i chyba dlatego tak mocno i dosadnie to wszystko odbieram.

Nie ogarniam powoli tego co się wokół dzieje. Dziecko się rodzi, by zaraz zginąć z rąk tych, którzy mieli mu dać miłość. Nigdy tego nie zrozumiem i chyba nawet nie chce. Wolę nie wiedzieć co siedzi w głowach takich "ludzi". Kim trzeba być, żeby uderzyć tak, by zabić, żeby głodzić, gwałcić, znęcać się psychicznie. Świat idzie w złą stronę.